Minionej nocy Bobcats znów pokazali swój charakter, pokonując na własnym parkiecie jednego z faworytów Konferencji Zachodniej - Minnesota Timberwolves 102:84. Drużyna z Charlotte, która minionej nocy przerwała serię sześciu porażek z rzędu, ma na koncie 8 zwycięstw oraz 21 porażek - jest to bilans lepszy od należącego do Atlanta Hawks oraz New Orleans Hornets i niewiele gorszy od kliku innych o wiele lepszym personalnie ekip. W pojedynku z Wolves bohaterem gospodarzy był Gerald Wallace, zdobywając 21 punktów (7/10 z gry) oraz zapisując na swoim koncie 12 zbiórek. - Stawia kolację! Jest teraz gwiazdą! - żartowali w szatni koledzy pod jego adresem. Sukces Bobcats nie byłby jednak możliwy bez punktowego wkładu pozostałych graczy . Emeka Okafor uzyskał 18, Keith Bogans 16, Jason Hart 13, Melvin Ely 12, a Kareem Rush 11 "oczek". Ekipa z Minneapolis, dla której Kevin Garnett zdobył 23 i uzyskał 20 zbiórek, przegrała po raz czwarty z rzędu. - W tym momencie znajdujemy drogi do przegranych, zamiast do zwycięstw - skomentował sytuację drużyny gości jej szkoleniowiec Flip Saunders. Różnicą zaledwie jednego punktu wygrali Celtics pojedynek na własnym parkiecie z Warriors. Ekipa z Bostonu wygrała 94:93, choć tuż przed końcową syreną to goście z Oakland mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Piłka po rzucie Dereka Fishera (dokładnie pilnowanego przez Ricky Davisa) z półdystansu nie wpadła jednak do kosza, a Gary Payton popisał się zbiórką. Paul Pierce zdobył 19 punktów (7/20 z gry) dla gospodarzy, a Clifford Robinson (18 "oczek") był najlepszym strzelcem w Golden State. Pomimo 32 punktów Kobe Bryanta (12/30 z gry), Lakers ponieśli drugą porażkę z rzędu, ulegając w Dallas tamtejszym Mavericks 104:118. Zespół z Teksasu, dla którego Jason Terry uzyskał 28 "oczek" (9/10 z gry) i zaliczył 5 asyst, po raz szósty z kolei pokonał barierę 100 punktów. Tym razie stało się to jednak przy wydatnej pomocy gości, których występ w defensywie trener Rudy Tomjanovich nazwał "najgorszym do tej pory" Lakers legitymują się bilansem 16-14, a po piętach depczą im już lokalni rywale. Clippers (16-15) pokonali u siebie Blazers 102:98, odnosząc trzecie zwycięstwo z rzędu. Corey Maggette zdobył 15 ze swoich 31 punktów (13/13 z linii rzutów wolnych) w czwartej kwarcie, trafiając także niezwykle istotny rzut z półdystansu na 20 sekund przed końcem. Derek Anderson uzyskał 15 "oczek" dla zespołu z Portland, który przegrał drugie kolejne spotkanie i czwarte z ostatnich pięciu. <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w?data=5.01">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 5 stycznia</a>