O wszystkim zadecydował tym razem nie rzut jednego z gwiazdorów Bostonu jak Ray Allen czy Paul Pierce, ale środkowego Glena "Big Baby" Davisa oddany na pół sekundy przed końcem spotkania i dający Celtics zwycięstwo 95:94 (25:28, 23:18, 31:25, 16:23) oraz wyrównanie stanu rywalizacji w drugiej rundzie na 2-2. Jaka była tego w Amway Arena dnia różnica między zwycięstwem i porażką? Davis oddał rzut z półdystansu, kiedy na zegarze widniał wynik 94:93 dla Orlando i było mniej niż pół sekundy do końca meczu. Piłka wpadła do kosza dokładnie z syreną kończącą spotkanie, a kolejne, już w najbliższy wtorek w TD Banknorth Garden w Bostonie. Marcin Gortat zagrał kolejny dobry mecz - 8 punktów (4 celne rzuty w 4 próbach), był 10 minut na boisku, miał 4 zbiórki, jedną przechwyconą piłkę i jeden zablokowany rzut. To był już trzeci w tegorocznych playoffs mecz przegrany przez Orlando w ostatniej sekundzie spotkania. Tym razem - nie do końca słusznie - całą winę za to, że jego drużyna nie potrafiła obronić kosza przez ostatnie 11,3 sekundy wziął na siebie trener Orlando, Stan Van Gundy: - Moje decyzje trenerskie w ostatnich sekundach meczu spowodowały naszą porażkę. Moi koszykarze robili na parkiecie dokładnie to, co im kazałem. Niczego nie odbierając Bostonowi, który miał cierpliwość rozegrania piłki, jedyną osobą, która w ostatniej zagrywce popełniła błąd, byłem ja sam - powiedział na konferencji prasowej Van Gundy. Orlando miało szczęście, że mecz był wyrównany. Z przynajmniej kilku powodów: pierwsze prowadzenie w drugiej połowie Orlando objęło na 40 sekund przed końcem meczu, koszykarze tego zespołu trafili tylko 5 z 27 oddanych rzutów za trzy punkty, jako zespół trafiali za dwa punkty tylko z 40-procentową skutecznością (i to biorąc pod uwagę 100-procentową skuteczność Polaka), a rozgrywający grali fatalnie. Rafer Alston i JJ Redick trafili tylko 1 na 7 oddanych rzutów, a prezentujący bardzo nierówną formę Hedo Turkoglu tylko 4 na 14. Dwight Howard (23 pkt, 17 zbiórek i 3 bloki) oraz Rashard Lewis (22 pkt, 5 zbiórek, 3 asysty) potwierdzili po raz kolejny, że nie ma nikogo w Celtics, kto może ich powstrzymać, ale tym razem mistrzowie wygrali nie grą gwiazd, ale wyrównaną dyspozycją całej drużyny - pięciu koszykarzy z 12 punktami lub więcej plus 27 punktów Pierce'a - to była w tym spotkaniu recepta na sukces. - Wygrywaliśmy przez cały sezon grając na wyjeździe, to dlaczego nie mamy wygrać w Bostonie? Miejmy nadzieję, że tym razem zawodnicy będą mieli na ławce trenera, który pomoże im wygrać spotkanie - stwierdził będący wyraźnie w atmosferze samobiczowania Stan Van Gundy. Piąte spotkanie odbędzie się we wtorek (czasu miejscowego) w Bostonie. Mówi Marcin Gortat: Najlepszy gracz: - Na pewno Dwight Howard, który nie tylko dominował w ataku, ale walczył na tablicach o zbiórki. Miał do tego parę bloków, które nam bardzo pomogły, dobrze się z nim grało w ataku. Jak grałem: - W miarę dobrze, ale niestety przegraliśmy. Myślę, że mogłem zostać dłużej na parkiecie, ale była to decyzja trenera, który wpuścił na boisko Dwighta. Myślę, że pomagałem zespołowi, kiedy byłem na parkiecie, ale troszkę nam do zwycięstwa zabrakło. Cytat meczu: - Właściwie to cytat był z przed meczu, kiedy słynny Reggie Miller wygrał z innymi komentatorami zakład, jak powinno się wymawiać imię mojego taty - Janusz. Pogadaliśmy przed meczem i trochę się z tego pośmialiśmy. *** W pojedynku pomiędzy Houston Rockets i Los Angeles Lakers też mamy remis 2-2 w serii. W niedzielę "Rakiety" wygrały na własnym parkiecie 99:87 i pokazały, że potrafią sobie radzić bez Yao Minga. Chiński center z powodu kontuzji nie zagra już do końca sezonu. 34 punkty dla gospodarzy zdobył Aaron Brooks, co jest jego rekordem w karierze, 23 dorzucił Shane Battier, który trafił pięć rzutów zza łuku. Zespół z Houston bardzo dobrze zaczął mecz, od prowadzenia 22:7, którego nigdy nie oddał. W ekipie z "Miasta Aniołów" 30 "oczek" zdobył Pau Gasol. Kobe Bryant dodał tylko 15. Piąte spotkanie we wtorek w Los Angeles.