Na przedstawienie tego wybitnego gracza wybrano ekskluzywne miejsce, zazwyczaj dostępne tylko dla ściśle wybranego 12-osobowego grona współwłaścicieli Chicago Bulls oraz Chicago Blackhawks. Pamiętam, że kiedy ostatni raz z taką pompą (z transmisją na żywo w telewizji) odbywała się konferencja prasowa z United Center, powód był raczej smutny - Bulls żegnali się z przechodzącym na sportową emeryturę Michaelem Jordanem. Tym razem atmosfera była zupełnie odmienna. Oto wypowiedzi menedżera drużyny, przed laty jednego z lepszych snajperów drużyny Jordana czyli Johna Paxsona, szkoleniowca Bulls, również przez wiele lat grającego w NBA Scotta Skilesa oraz nowego "Byka" z numerem 3 - Bena Wallace'a. Zacznę od końca, a właściwie od cytatu wieczoru, należącego do głównego bohatera konferencji prasowej. Zapytany przez jednego dziennikarzy, jak to możliwe, że tak dobry koszykarz ma najgorszą procentowo skuteczność rzutów wolnych, Ben zamyślił się i z pełną powaga wypalił: -Może dlatego, że pudłuję częściej niż trafiam... - po czym wybuchnął śmiechem. John Paxson: - Szukaliśmy koszykarza, który pasowałby do tego, co grają Chicago Bulls, a Ben idealnie pasuje do zespołu, który budujemy. Słyszałem przez ostatnie tygodnie, że gra w NBA zmienia się, że teraz wygrywać będzie ofensywa, ale ja wierze w coś innego - w tej lidze można dziś i będzie można jeszcze długo wygrywać przy pomocy obrony. Już w pierwszej chwili kiedy odwiedziliśmy go w domu, dokładnie dziesięć dni temu wiedziałem, że to jest koszykarz, który stoi nogami twardo na ziemi, wie co to znaczy praca na parkiecie przez 48 minut. Potrzebowaliśmy kogoś, kto nam zapewni dobrą grę w obronie w każdym meczu, przez cały czas jego trwania. Kto jest w tym lepszy jest lepszy niż Ben Wallace? Scott Skiles: - Zbiórki, obrona, czterokrotny uczestnik All-Star Game, czterokrotny i aktualny najlepszy defensor ligi - wszyscy znamy jego wyróżnienia. Dla mnie najważniejsze jest to, że udało nam się utrzymać młodych graczy, a przy tym pozyskać kogoś o jego charakterze. To był krytyczny punkt w rozwoju naszej drużyny. Przez dwa lata graliśmy rolę zespołu, który nie powinien wygrywać, teraz rolę się zmieniają - to my będziemy faworytami, bo mając takiego gracza jak Ben nie może być inaczej. Co do rzutów wolnych Bena - mogę popatrzeć mu prosto w oczy i powiedzieć: nie interesuje mnie ile razy trafisz do kosza z osobistych. Możesz nie trafić ani razu, bo nie po to podpisaliśmy z tobą kontrakt. Ben Wallace: - Po paru minutach rozmowy z Johnem i Scottem wiedziałem, że Bulls będą moim klubem. Nie chodziło tylko o pieniądze. Zaprezentowali się podczas naszego jedynego spotkania w moim domu znakomicie. Po pół godzinie wiedziałem, że Bulls to klub, który stawia na obronę. To dobrze, bo mam dla niektórych nowinkę - najpierw trzeba piłkę zebrać z tablicy, żeby ktoś inny wrzucił ją do kosza rywala. Słyszałem też, że odchodzę z Pistons, bo trener nie chciał pozwolić mi grać ofensywnie, zdobywać punktów. Wcale nie zależy mi na tym, żeby jak wejdę na parkiet w koszulce Bulls rzucać 20-30 razy - chcę być po prostu częścią ofensywy, pomagać drużynie po obu stronach parkietu. Co było dla mnie ważne, to szansa gry w zespole mającym szansę na tytuł, bo występowanie w słabym zespole, na tym etapie mojej kariery, nie ma dla mnie żadnego sensu. Bulls już teraz mogą wygrać z każdą drużyną ligi - nie tylko z zespołami Konferencji Wschodniej jak Miami Heat czy Detroit Pistons, ale także z San Antonio Spurs czy Dallas Mavericks. Mówię to jako koszykarz, który grał w drużynie, która potrafiła z nimi wszystkimi wygrywać. W Detroit było łatwo - znająca się na wylot grupa weteranów i jak miałem słaby dzień, to było kilku innych, którzy robili całą robotę za mnie czy kogoś innego. To nie będzie możliwe w Chicago - to dodatkowe wyzwanie, którego chyba potrzebowałem. I jeszcze jedno zupełnie nie przejmuje się tym, co twierdzą niektórzy, że moje najlepsze lata gry mam za sobą. Mam 32 lata, nigdy się nie przejmowałem się opiniami innych. Teraz też nie zacznę. Przemek Garczarczyk z Chicago