Zapraszamy na raport z meczów, które rozegrano minionej nocy. Orlando Magic - Miami Heat 100:104 Drużyny z Florydy spotkały się po raz trzeci w tym sezonie. W poprzednich dwóch każda z drużyn odniosła po jednym zwycięstwie. Mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie i nie zawiódł kibiców. LeBron James w wywiadach przedmeczowych zapowiadał, że mimo iż jest to dopiero połowa sezonu regularnego to jest to mecz niezwykłej wagi. I od pierwszych minut to potwierdził grając na niesamowitym poziomie. W samej pierwszej kwarcie rzucił 23 punkty z 30 zdobytych przez "Żar". Miami w każdej kwarcie regularnie zwiększało swoje prowadzenie, które na końcu trzech pierwszy kwart wynosiło odpowiednio cztery, dziesięć i szesnaście punktów. Gdy w czwartej kwarcie Miami prowadziło 90:69 wydawało się, że jest po meczu, jednak świetna gra "Magików" i seria punktów 19:4 pozwoliła zbliżyć się na niecałe 2 minuty do końca meczu na zaledwie 6 punktów. Sama końcówka to festiwal rzutów za 3 punkty Orlando i rzutów osobistych Miami. Na 9 sekund przed końcem po trójce Jameera Nelsona zrobiło się tylko 103:100 dla Miami, którzy dodatkowo stracili piłkę przy wyprowadzaniu. Jednak Ryan Anderson nie trafił za 3, a zbierający piłkę Dwyane Wade został sfaulowany i trafił jeden rzut wolny ustanawiając końcowy wynik na 104:100 dla Heat. Bohaterem meczu został James, który jako pierwszy zawodnik w tym sezonie rzucił ponad 50 punktów, kończąc spotkanie z 51 oczkami. Dołożył do tego 11 zbiórek i 8 asyst będąc bardzo blisko triple-double. Dwyane Wade dołożył 15 punktów, a Chris Bosh 13. Wśród pokonanych Jameer Nelson rzucił 22 punkty, a Dwight Howard 17 punktów i 16 zbiórek, ale został zatrzymany po przerwie na ledwie 1 punkcie i trafił tylko 3 z 13 rzutów osobistych. Szansa do rewanżu 3 marca. Los Angeles Lakers - San Antonio Spurs 88:89 Na zachodzie odbył się pojedynek dwóch czołowych drużyn na parkiecie w Staples Center. W niesamowitej końcówce minimalnie lepsi okazały się Ostrogi z Teksasu. Spotkanie było bardzo wyrównane, żadna z drużyn nie prowadziła w żadnym momencie więcej niż 8 punktami. Zwycięstwo załatwił im rezerwowy Antonio McDyess, który równo z końcową syreną dobił niecelny rzut Tima Duncana i dał San Antonio ważne zwycięstwo. Przez całą drugą połowę Spurs prowadzili minimalną różnicą punktów aż do 22 sekund przed końcem spotkania. W samej końcówce najważniejsze okazały się zbiórki w ataku. Mimo niecelnych rzutów Manu Ginobiliego, Tony Parkera i Tima Duncana. Ostrogi mocno powalczyły na atakowanej desce i wyrwali zwycięstwo gospodarzom w ostatniej sekundzie spotkania. Tony Parker zdobył 17 ze swoich 21 punktów w drugiej połowie, a Richard Jefferson dorzucił 18. Wśród Lakers 19 punktów zdobył Pau Gasol, a 16 dołożył Kobe Bryant, trafiając zaledwie 5 z 18 rzutów z gry. Black Mamba dołożył do tego 10 asyst i 9 zbiórek. Golden State Warriors - Milwaukee Bucks 100:94 Kozły przegrały trzeci mecz z rzędu i tracą coraz więcej w pogoni za ósmym miejscem dającym awans do playoffs na wschodzie. Wojowników do zwycięstwa poprowadził szósty strzelec ligi - Monta Ellis. Monta Ellis zapytany o to jak zareagował na brak powołania do meczu gwiazd odpowiedział, że jest to rzecz, na którą nie ma wpływu i koncentruje się na graniu w koszykówkę, gdyż jego drużyna po raz pierwszy od 2007 roku walczy na poważnie o granie na późną wiosnę w koszykówkę. Ellis poprowadził drużynę do zwycięstwa rzucając 24 punkty. Po 16 punktów dołożyli Stephen Curry i kandydat do nagrody zawodnika, który poczynił największe postępy - Dorell Wright. Wśród pokonanych 23 punkty rzucił Ersan Ilyasova, 21 Corey Maggette, a 20 Carlos Delfino. Świetnie na tablicach grał Luc Mbah a Moute, który 11 ze swoich 19 zbiórek zanotował pod koszem Warriors. Zobacz skrót meczu Orlando - Miami: Piotr Zarychta