Sezon 1985-86, drugi w karierze Jordana miał być potwierdzeniem jego sezonu debiutanckiego, w którym zdobył nagrodę dla najlepszego pierwszoroczniaka w NBA i został trzecim strzelcem całej ligi. W pierwszych dwóch meczach sezonu zdobył 29 i 33 punkty. W trzecim przeciwko Golden State Warriors nie dograł do końca. Doznał bardzo poważnej kontuzji nogi, która wykluczyła go z gry na blisko pięć miesięcy. Rehabilitacja zakończyła się w marcu i Jordan powrócił na parkiet. Pomógł Bulls w awansie do playoffs, gdzie czekali na nich Boston Celtics, wielcy faworyci do tytułu NBA. Już pierwszy mecz tej serii znamionował, że Jordan nie jest zwyczajnym zawodnikiem. Rzucił w nim 49 punktów, co się odbiło szerokim echem po całej lidze. Ale prawdziwy atak Jordana miał nastąpić dopiero w kolejnym spotkaniu. Zmusił on w tym meczu Celtics, którzy zmierzali po swój szesnasty tytuł mistrzowski do dwóch dogrywek i zaaplikował im aż 63 punkty, bijąc o dwa rekord Elgina Baylora. Ogrywał każdego w grze jeden na jeden. Nieważne czy naprzeciwko stał Larry Bird, Danny Ainge, Dennis Johnson czy Kevin McHale, każdy tego dnia musiał zostać ograny przynajmniej raz przez młodego wtedy zawodnika Bulls. Trafił w tym meczu 22 z 41 rzutów z gry i dołożył 19 z 21 rzutów wolnych. Ale to nie liczby najlepiej oddają to, czego Jordan dokonywał w tamtym spotkaniu. Najlepiej to ujął najlepszy wtedy gracz Celtów, Larry Bird: "Myślę, że nikt nie był w stanie zrobić tego co zrobił nam Michael Jordan. Jest najbardziej ekscytującym i wzbudzającym największy respekt zawodnikiem obecnie. Myślę, że to był Bóg przebrany za Michaela Jordana." Koledzy z drużyny Jordana także byli podobnego zdania. Grający wtedy pierwszy sezon w barwach Byków, ich obecny główny manager John Paxson mówił tak: "Michael robił tak dużo i tak dobrze, że chciałem przestać grać, stanąć na chwilę i po prostu pooglądać jak zwykły kibic - niestety musiałem grać." Dla przypomnienia poniżej zamieszczam krótki film pokazujący wyczyn Jordana: Dyskutuj o NBA na blogu Piotra Zarychty