Marcin Gortat zaliczył porządne spotkanie. Gracze z Arizony pokonali gospodarzy trafieniami za 3. Dzięki takim rzutom zdobyli aż 39 punktów, przy zaledwie 6 "Wojowników". Ich skuteczność w tym elemencie była fatalna, zaledwie 11%. Mecz ustawiła pierwsza kwarta, w której Phoenix szybko odjechali na kilkunastopunktową przewagę i trzymali ją do czwartej kwarty. Trafiali regularnie za trzy, dobrze przechodzili do ataku i kończyli pewnie akcje po podaniach Steve'a Nasha. Po pierwszej części meczu Suns prowadzili aż 33-17. Druga i trzecia kwarta to brak obrony z obu stron i duża ilość łatwych punktów. Marcin Gortat tym razem nie był liderem drużyny. Grał mało agresywnie, ale statystycznie jego mecz nie wyglądał źle. "Polish Hammer" regularnie dorzucał punkty i zbierał kolejne piłki. Zakończył spotkanie z 8 punktami i 9 zbiórkami. W decydujących momentach spotkania jednak nie było go na boisku. Warriors w czwartej kwarcie poczuli swoją szansę. Przez pierwsze 7 minut tej części gry goście zdobyli tylko 4 punkty, co pozwoliło Warriors zmniejszyć straty do wyniku 88-93. Wtedy jednak w 4 kolejnych akcjach Suns nagle trafili wszystkie 4 rzuty, w tym 3 razy za trzy i było po meczu. Channing Frye rzucił 19 punktów i miał 11 zbiórek trafiając 5 razy za trzy. Steve Nash jak zwykle osiągnął double-double 14 punktów i 15 asyst. Po stronie Warriors Monta Ellis uzbierał 21 punktów i 12 zbiórek, dobre spotkanie z ławki zagrał Reggie Williams - 19 punktów. Zobacz skrót z meczu Charlotte Bobcats - Boston Celtics 94:89 Celtics byli osłabieni brakiem kolejnego gracza (Marquis Daniels), zmęczeni i ewidentnie brakowało im energii przy meczu w back-to-back. Gerald Wallach zdobył 19 punktów, w tym decydujące rzuty osobiste na niespełna 3 sekundy do końca spotkania i poprowadził Bobcats do zwycięstwa nad faworyzowanymi Celtics mimo osłabienia drużyny wyrzuceniem z boiska Stephena Jacksona. Ray Allen zdobył 25 punktów i trafił 2 rzuty za trzy zbliżając się do Reggiego Millera na odległość 1 celnej trójki. Paul Pierce dodał 22 punkty, a Kevin Garnett 9 punktów i 14 zbiórek. Gracze ze stanu Massachusetts mieli dzisiaj tylko 10 zawodników gotowych do gry i to wyszło w ostatniej kwarcie, kiedy po prostu zabrakło im paliwa. Celtics przegrali z drużyną, z którą mogą zmierzyć się w pierwszej rundzie playoffs. Ich przewaga nad Miami Heat zmalała do minimum. W końcówce spotkania zawodnikiem, który stworzył przewagę dla Bobcats nieoczekiwanie okazał się Shaun Livingston, który wykorzystywał swoją przewagę wzrostu nad Rajonem Rondo i Nate'm Robinsonem. W całym meczu rzucił 18 punktów, co jest jego rekordem w tym sezonie. Po raz kolejny bardzo dobrze zagrał drugoroczniak Gerald Henderson, który zapełnił świetnie lukę po wyrzuconym z boiska Stephenie Jacksonie i zakończył spotkanie z 15 punktami. Captain Jack wyleciał jeszcze w drugiej kwarcie gdy nie mógł się pogodzić z tym, że został odgwizdany jego faul na Kevinie Garnecie. Celtics zagrali bez Shaquille'a i Jermaina O'Nealów, Semiha Ardena, Delonte Westa i Marquisa Danielsa. Zobacz skrót z meczu Memphis Grizzlies - Los Angeles Lakers 84:93 Kobe Bryant rzucił 19 punktów, a Lamar Odom dołożył 15 punktów i 11 zbiórek prowadząc Lakers do wyjazdowego zwycięstwa w Memphis. Dla Grizzlies była to druga porażka z rzędu. W pojedynku braci Gasol lepszy okazał się ten starszy z Lakers, który rzucił 17 punktów. Wśród pokonanych najwięcej rzucił Sam Young - 22, czym wyrównał rekord kariery. W tym spotkaniu w końcu zadziałała obrona Jeziorowców, którym udało się zatrzymać Rudy Gaya i przede wszystkim Zacha Randolpha. Gay zdobył 18 punktów, ale już Randolph, najlepszy zawodnik stycznia trafił tylko 2 z 14 rzutów i zakończył mecz z dorobkiem zaledwie 8 punktów. Jeszcze na 7 minut przed końcem meczu było tylko 78-76 dla Lakers, ale dwie trójki Lamara Odoma i Rona Artysta wyprowadziły ich na prowadzenie 84-76, które już do końca kontrolowali. Zobacz skrót z meczu New Orleans Hornets - Minnesota Timberwolves 92:104 Kevin Love zdobywając 27 punktów i 17 zbiórek poprowadził Wilki do zaskakującego zwycięstwa wyjazdowego nad drużyną Hornets. Zwycięstwo to jednak może zostać okupione dużymi stratami na jakiś czas. Z powodu kontuzji przedwcześnie ten mecz zakończyło dwóch graczy z pierwszej piątki Wolves - Michael Beasley i Darko Milicic. Skorzystali na tym Nikola Pekovic i Anthony Tolliver, którzy zgodnie rzucili po 12 punktów. Gracze z Minneapolis trafili łącznie 11 trójek, a także wszystkie 25 rzutów osobistych. Dobre spotkanie zagrali także Johnny Flynn - 13 punktów oraz Wayne Ellington, który zdobył 11 punktów po nieobecności w dwóch meczach z powodów osobistych. Wśród Hornets jak zwykle najlepszy był Chris Paul. 17 punktów i 13 asyst nie wystarczyło do wygrania tego spotkania. Paul był wspomagany przez Davida Westa - 18 punktów, a także przez Marco Belinelliego i Willie Greena, odpowiednio 15 i 11 punktów. Hornets zagrali kolejne spotkanie bez Emeki Okafora i Trevora Arizy i to osłabienie po raz kolejny było widać w obronie. Zobacz skrót z meczu Dallas Mavericks - Cleveland Cavaliers 99:96 Cleveland Cavaliers ciągle "na fali". Dziś w nocy zapewnili sobie na stałe miejsce w annałach NBA. Są już samodzielnymi liderami klasyfikacji największej liczby przegranych meczów pod rząd. Mimo tego byli bardzo blisko wywalczenia zwycięstwa nad Mavericks w ich hali, lecz ostatecznie polegli 3 punktami. Cavs mieli nawet szansę na doprowadzenie do remisu, ale w ostatniej akcji... nie zdążyli oddać rzutu. Jason Terry rzucając 11 ze swoich 23 punktów w czwartej kwarcie zapobiegł przerwaniu świetnej serii jaką mają obecnie Mavs. Ten mecz był dla nich 9. kolejnym zwycięstwem. Gracze z Teksasu grali bardzo równo: Shawn Marion miał 17 punktów i 10 zbiórek, Dirk Nowitzki i Tyson Chandler po 12 punktów, Ian Mahinmi 11 punktów i 8 zbiórek. Peja Stojakovic w swoim debiucie zdobył 8 punktów i miał 5 zbiórek w 20 minut gry. Co do Cavs, to jak zwykle dobrze zagrali J.J. Hickson - 26 punktów, Ramon Sessions - 19 i 13 asyst oraz Antawn Jamison - 18 punktów. Tego, że Cavs będą mieli ciężki sezon wiedzieli wszyscy, ale bilansu 1-35 w ostatnich 36 meczach nie przewidział nikt. Nadzieją na sukces jest następne 7 spotkań granych u siebie. Zobacz skrót z meczu Denver Nuggets - Houston Rockets 103:108 Kevin Martin rzucił 37 punktów, a Rockets wykorzystali brak Nene oraz kontuzję w pierwszej kwarcie Chauncey Billupsa. Nie pomogło nawet 50 punktów Carmelo Anthony'ego, który w ten sposób wyrównał rekord kariery. Martin, który w poprzednim starciu pomiedzy tymi drużynami rzucił tylko 8 punktów, poprowadził swoją drużynę w trzeciej kwarcie, rzucając w niej 18 oczek. Luis Scola dołożył 25 punktów i 8 zbiórek. Anthony dwoił się i troił, zdobywając 9 punktów w ostatniej minucie meczu, ale nie udało mu się wyrwać meczu dla Nuggets. W ostatniej akcji nie dotknął nawet piłki. Jedyne wsparcie miał od Ty Lawsona, który pomimo lekkiej kontuzji kolana zmuszony był do długiego grania i zdobył 19 punktów. Rockets zagrali bez Aaron Brooksa, który został zawieszony na 1 mecz za sytuację z poprzedniego meczu, gdy po zdjęciu z boiska nie usiadł na ławce rezerwowych tylko poszedł od razu do szatni. Zobacz skrót z meczu Portland Trail Blazers - Chicago Bulls 109:103 W Portland byliśmy świadkami pojedynkiem strzeleckim dwóch najlepszych graczy obu drużyn. LaMarcus Aldridge zdobywając 42 punkty ustanowił rekord życiowy poprowadził Blazers do ważnego zwycięstwa. Derrick Rose rzucił 36 punktów, ale to nie wystarczyło do przerwania serii 4 porażek z rzędu Bulls w Rose Garden. Portland grało osłabione brakiem Dante Cunninghama, któremu w ostatnim meczu z Cleveland pękł oczodół. Cunningham miał specjalne okulary i teoretycznie był gotowy do gry, ale nie zagrał ani minuty. Na pocieszenie dla fanów drużyny z Oregonu Brandon Roy zapowiedział, że może wrócić do gry już w tym tygodniu. Andre Miller zdobył dla zwycięzców 27 punktów i 11 asyst, a z ławki rezerwowych świetnie grał Rudy Fernandez - 18 punktów. W barwach Bulls Carlos Boozer zanotował double-double - 17 punktów i 12 zbiórek, a Luol Deng i Kyle Korner zdobyli odpowiednio 15 i 14 punktów. Zobacz skrót z meczu Sacramento Kings - Utah Jazz 104:107 Al Jefferson zdobył 23 punkty, a Deron Williams dołożył 21 i 9 asyst w wyjazdowym zwycięstwie Utah nad Sacramento. Decydująca dla losów meczu okazała się czwarta kwarta, w której Jazz wygrali 27-17. Końcówka spotkania była emocjonująca. Na 1:55 do końca po kontrataku i punktach Andreia Kirilenko Utah wyszli na prowadzenie 103-101. W kolejnej akcji strata Jasona Thompsona przerodziła się w punkty Jeffersona i dała 4-punktowe prowadzenie gościom. W odpowiedzi świetnie zagrał debiutant DeMarcus Cousins, który akcją 2+1 dał Kings powrót do meczu. Nieskuteczność i błędy w kolejnych akcjach nie pozwoliły "Królom" wygrać tego spotkania. Kirilenko w ostatnich 25 sekundach trafił 2 z 4 wolnych, a rzut Omri Casspiego w ostatniej akcji nie przyniósł remisu i dogrywki. Wśród Jazz dobrze zagrali także Paul Millsap - 18 punktów, Raja Bell - 17 i Kyrylo Mesenko - 11. Dla Kings najwięcej rzucił DeMarcus Cousins - 25 punktów i 14 zbiorek, Tyreke Evans dodał 21 punktów, a Jason Thompson 14. W całym spotkaniu gracze Sacramento mieli aż 20 strat przy tylko 11 gości. Zobacz skrót z meczu Piotr Zarychta