30-letni alpejczyk, który w tym sezonie startował jako "niezależny" od amerykańskiej federacji narciarskiej, nie musi - po zdobyciu dużej Kryształowej Kuli - przejmować się obowiązkami reprezentanta USA. Myśli o zrobieniu sobie przerwy, po sezonie obfitującym w zmagania na stokach. - Wiosną i latem jest milion rzeczy do robienia, takich jak relaks, gra w golfa i podróżowanie - powiedział Reutersowi w piątek ekscentryczny narciarz. Millera dziennikarze odnaleźli w namiocie gościnnym w Bormio, gdzie skrył się, by nie uczestniczyć w konferencji prasowej. Miller znany ze swej niekonwencjonalnej techniki, zamieszkiwania w przyczepie kempingowej, zamiast w hotelach, zapewnił sobie triumf w Pucharze Świata sezonu 2007/2008 w czwartek, gdy jego jedyny rywal Didier Cuche oświadczył, że nie wystąpi w kończącym sezon sobotnim slalomie. Mimo skłonności do konkurencji szybkościowych Miller startował w piątkowym slalomie gigancie i nawet prowadził po pierwszym przejeździe, a drugiego nie ukończył. Amerykanin, który triumfował w PŚ 2005 r. powiedział, że poprawił swe umiejętności slalomowe. "Wygranie slalomu jest trzy razy trudniejsze niż zdobycie Pucharu Świata. Nie jestem arogant lub zarozumialec, ale czułem, że tym razem zdobędę Kryształową Kulę. Jestem dumny z tego sezonu" - mówił. Miller postanowił rozstać się ze skiteamem USA w ubiegłym roku, ponieważ czuł się ograniczany w swych poczynaniach. Teraz jest z tego zadowolony. Nietypowy styl bycia na trasach narciarskich i poza nimi zyskał Millerowi wielu fanów, szczególnie z krajów, gdzie narciarstwo nie jest tak popularne jak w krajach alpejskich. - Cenię kibiców z dalekich stron bardziej niż tych, którzy nocą bębnią mi w drzwi mojej przyczepy - przyznał. Teraz jego jedynym zmartwieniem jest, jak przewieźć kruchy Puchar Świata do domu zwłaszcza, że ten z 2005 r. się rozbił...