Shyam Dhakali i Subas Khatri potrzebują nowych nart, ale ich narodowy związek nie ma na to pieniędzy. - Miejscowy sklep zaproponował wypożyczenie nart, ale nie ma pewności czy będą one przepisowe. To bardzo frustrujące, gdy się widzi, jak faceci z czołowych krajów alpejskich wyrzucają swe treningowe narty po zaledwie kilkakrotnym użyciu - powiedział brytyjski trener Richard Morley. Biznesmen i były narciarz zaczął opiekować się nepalskimi zawodnikami dziesięć lat temu, na prośbę ówczesnego króla Nepalu Birendry. - To ludzie gór, z tak mocnymi charakterami i uporem jak górale ze Szwajcarii czy Austrii. Potrzebują tylko sprzętu - dodał Morley. 56-letni Anglik umożliwił Nepalczykom posmakowanie rywalizacji na wysokim poziomie, gdy w 2002 roku wziął swego adoptowanego syna Jayarama Khadkę na igrzyska zimowe do Salt Lake City, by wystartował w narciarstwie klasycznym. Ta adopcja stała się głośna, bowiem przez siedem lat, do 1997 roku, rząd brytyjski na nią nie zezwalał. Od igrzysk 2002 Morley zaczął prowadzić własny obóz treningowy dla Nepalczyków we francuskim Les Arcs, w pobliżu Val d'Isere. Miał pod opieką trzech narciarzy, 27-letniego Dhakala, 22-letniego Khatri i 16-letniego Urtama Rayamashi'ego, który dołączył do treningów w ubiegłym roku. Morley jest realistą. Wie, że nepalscy alpejczycy nigdy nie dorównają najlepszym na świecie. - Jesteśmy tu, by się pokazać. Szkoda, że nie ma mistrzostw dla krajów Trzeciego Świata - mówił trener. Do Val d'Isere przybyli zawodnicy z 73 krajów. Według obowiązujących przepisów, reprezentanci małych krajów i niebogatych federacji mają prawo startu jedynie w slalomie gigancie i to po eliminacjach. - To nie fair. To tak jakby jedni szli pieszo na górę, a inni wjeżdżali na szczyt taksówką i mówili - wygraliśmy - skarżył się trener narciarzy z dalekiego i biednego Nepalu.