Maryna Gąsienica-Daniel znowu pokazuje się z dobrej strony w tym sezonie. Ma jednak na koncie dwa wypadnięcia z trasy, co raczej jej się nie zdarza? - Gdyby nie ostatnie dwa doskonałe sezony Maryny, to wyniki, jakie osiąga w tym sezonie, bralibyśmy z pocałowaniem ręki. Nadal pokazuje ona wysoką formę, dużą klasę i dobre przygotowanie. Wypadki w tym sporcie się zdarzają. Cieszy jednak równa i wysoka forma Maryny. Jeszcze większą radością dla mnie jest to, że przykład Maryny zaczął działać. Widzimy, że inni też chcą pójść jej śladem. Przede wszystkim wierzą, że można. Maryna szeroko otworzyła drzwi do narciarstwa alpejskiego na tym najwyższym poziomie. Przełamuje tabu, że to nie jest sport dla Polaków i że nigdy w nim nie zaistniejemy. Dzięki przedłużeniu umowy z Polskim Funduszem Rozwoju i Polskimi Kolejami Linowymi mamy wsparcie dla młodych zawodników. To fundament do tego, by znaleźli się następcy Maryny. Co się dzieje z Mikaelą Shiffrin? "Nie czuję się dobrze" Zaczyna działać PolSki Mistrz Program PolSki Mistrz wydaje się działać, bo już pierwsze osoby z niego trafiły do kadr narodowych. - Bardzo był potrzebny taki reflektor uwagi i wsparcie tych naszych talentów. To nie są gorsi zawodnicy od tych w Alpach, ale po prostu mieli w Polsce dużo gorsze i słabsze warunki do treningu i rozwoju. Tymczasem my liczyliśmy na wynik. On nie rodzi się jednak z przypadku. Nie da się nic zrobić z tak zwanego partyzanta w dzisiejszym sporcie. Potrzebne jest poświęcenie, solidna praca i - jak to mówię - kręcenie korbą. I my - jako związek - pomagamy kręcić korbą trenerom i rodzicom. Wspomagamy młodych zawodników. I to jest normalne, że w takiej sytuacji zaczynają nam się powoli pokazywać wyniki. Nawet chyba szybciej niż się spodziewaliśmy. Tyle że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jesteśmy głodni sukcesów w narciarstwie alpejskim od lat. Cieszą te wyniki, jakie mamy, ale wciąż chcemy więcej. Razem z Adamem Małyszem, nowym prezesem PZN, który zapalił się do innych sportów, zdejmiemy odium organizacji, która nartom nie pomaga. Już można zakopać slogan, mówiący o tym, że PZN nie wspiera polskiego narciarstwa alpejskiego. Poza Maryną mamy młodą i obiecującą Magdę Łuczak. Przyznam szczerze, że byłem trochę zaskoczony, że zmieniła trenera. - Przyznam szczerze, że to nawet ja przyspieszyłem tę decyzję tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie. Współpraca przestała przynosić satysfakcję i Magdzie, i Ivanovi Ilanovskiemu, Robienie czegoś na siłę, to nie była dobra droga. Oboje byli zmęczeni tą współpracą i chcieli zmiany. To chyba spowodowało lekki przestój w karierze Magdy. Pojawiły się też nieporozumienia z mistrzostwami świata juniorów. Magdzie dało to jednak świadomość, że Ivan jest bardzo wymagającym trenerem. Dla niego narciarstwo alpejskie jest albo na sto procent, albo w ogóle. Magda teraz, po zmianie trenera, pokazuje, że jednak postawiła wszystko na narty. I bardzo się z tego cieszę, bo to jest bardzo pracowita, inteligentna i zdolna dziewczyna. Ona może dać nam jeszcze wiele radości. W ostatnim slalomie gigancie w Pucharze Świata w Kranjskiej Gorze niewiele zabrakło jej do tego, by wystąpiła w drugim przejeździe. Tyle że jej celem nie jest "30". Ona mierzy wysoko. Jeśli starczy jej cierpliwości i hartu, to z naszą pomocą wynik przyjdzie. Ten sezon to czas powrotu do formy. W grudniu przeszkodziła jej nieco też choroba. Magda zaczyna też jeździć supergigant i slalom. To zadanie trochę karkołomne, bo w tej ostatniej konkurencji wyniki nie przyjdą od razu. Zamysł trenera jest jednak taki, że ma się obeznać z trasami i poznać smak rywalizacji z najlepszymi. Na razie musi mocno walczyć o FIS-punkty. Musi je poprawić i wtedy dopiero będzie szansa na wynik. Koniec wojenek w polskim narciarstwie Dużo mówimy o naszych paniach, a trochę mniej o panach? - Tymczasem nasi kadrowicze robią naprawdę niesamowite postępy, a do tego mają znacznie większą konkurencję. Powoli jednak zaczynają pukać do czołówki. Zwłaszcza ci młodsi. Nareszcie mamy ich znacznie więcej niż w poprzednich latach i jestem przekonany, że ktoś z tego grona wyskoczy. Myślę, że nasi zawodnicy i trenerzy zrozumieli, że nie ma co liczyć na łut szczęścia. Na wszystko trzeba po prostu zapracować. W polskim narciarstwie alpejskim idzie nowe pokolenie. To oznacza koniec wojenek, które rujnowały polskie narciarstwo alpejskie? - Było ich rzeczywiście bardzo dużo. Na tej fali niezadowolenia wszedłem do Polskiego Związku Narciarstwa, choć nigdy nie byłem przedstawicielem tej grupy jątrzącej. Zawsze szukam pozytywów i znalazłem je w PZN, przychodząc do zarządu cztery lata temu. Dzisiaj atmosfera wokół narciarstwa alpejskiego jest inna. Powoli zaczynamy pchać wózek w jedną stronę. Cieszę się ze współpracy z trenerami i to tymi klubowymi. Potężną zmianą jest to, że młodzi zawodnicy, ale też ich trenerzy, uwierzyli w to, że można zrobić wynik na świecie. Jak duże ekipy wyślemy na mistrzostwa świata seniorów i juniorów? - Na mistrzostwa świata juniorów wyślemy w sumie sześcioro zawodników - trzy dziewczyny i trzech chłopaków. O nazwiskach na razie nie chce mówić, bo będzie to oficjalnie ogłoszone. Podobnie będzie w mistrzostwach świata seniorów. U pań łatwiej jest wskazać trójkę. Wszyscy wiedzą, że pojedzie Maryna, ale też Magda i Zuza Czapska. Ta ostatnia w tym roku nie zrobiła dobrych wyników i trzeba to sobie szczerze powiedzieć, ale ma najlepsze punkty FIS i to daje jej szansę na dobry numer startowy. O taki skład wnioskował Marcin Orłowski i my się do tego przychylimy. U panów konkurencja jest wysoka, ale na poziomie top 150 na świecie mamy w tej chwili trzech zawodników: Michała Jasiczka, Piotrka Habdasa i Pawła Pyjasa. Oni wywalczyli kwalifikację na MŚ. O nich wnioskował trener kadry Tomaz Bizjak. Na co stać będzie nasze kadry? - W mistrzostwach świata juniorów wejście do "15" byłoby bardzo dobrym wynikiem. W gronie seniorów liczymy oczywiście na Marynę i Magdę. Do tego wyjątkową konkurencją jest rywalizacja drużyn. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport