W Tatrach zdechł pies Jeszcze kilka lat temu Słowacy mówili, że w Tatrach zdechł pies. Po przedwojennej erze Tatr, czy mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w 1970 roku, które oglądało 120 tys. widzów, zostały tylko wspomnienia. Słowacy w końcu zdecydowali, że muszą zmienić ruch turystyczny w swoim kraju. Wiedzieli, że nie wystarczy zbudować wyciągi. Gruntownie modernizując Jasną, największy swój ośrodek narciarski, musieli zorganizować w nim życie społeczne. Z jednej strony miała zapewnić to organizacja różnych imprez rozrywkowych, a z drugiej zawodowy sport. Już wtedy chcieli organizować Puchar Świata. Teraz dopięli swego. Dzisiaj Jasna nie narzeka na brak gości. Narciarze przyjeżdżają, żeby szusować na stokach Chopoka (2024 m). Na szczelnie zapełnionych parkingach mnóstwo samochodów ma polskie rejestracje. W licznych restauracjach i barach na stokach słychać język czeski, węgierski, angielski, niemiecki, a przy okazji freeride'owych zawodów w miniony weekend, przyjechała kilkunastoosobowa grupa z Nowej Zelandii. Jest komu kupować skipassy, więc po co im jeszcze zamieszanie z zawodami? Po co Jasnej Puchar Świata? Położony w Tatrach, choć typowo alpejski ośrodek, cieszy się uznaną renomą, ale mimo tego jego szefowie nie wahają się zainwestować wielkiej kasy, podjąć się ogromnego zadania logistycznego i zamknąć część tras, aby tylko zorganizować zawody Pucharu Świata (podczas zawodów dostępnych będzie 41 km tras, a ich długość w całym ośrodku wynosi 46 km). - Każdy ośrodek narciarski, który chce mieć renomę, musi być organizatorem zawodów alpejskiego Pucharu Świata. Kraj, w którym nie ma takich zawodów, nigdy nie będzie znany z jazdy na nartach, jak kraj, który organizuje Puchar Świata - tłumaczy Bohusz Hlavaty, prezes spółki akcyjnej Tatry Mountain Resorts, największego dostawcy usług turystycznych w Europie Środkowo-Wschodniej. - Przedstawiałem działaczom FIS, że Jasna nie jest tylko ośrodkiem dla Słowaków, ale także dla Polaków oraz Czechów. Wierzę, że właśnie dlatego dostaliśmy prawo do organizacji Pucharu Świata - dodaje Bohusz Hlavaty, który pełni też funkcję prezesa Komitetu Organizacyjnego World Cup Jasna 2016. To świetne argumenty z punktu widzenia szefa związku narciarskiego, tymczasem dla szefa operatora najważniejszy jest przecież zysk. Hlavaty przekonuje jednak, że Puchar Świata w Jasnej nie jest fanaberią, tylko ważną częścią strategii rozwoju. - Tylko tak się wydaje, że dzisiaj wszyscy znają Jasną, a to nieprawda. Promocji nigdy dość. Spójrzmy na Niemców. Aż 15-18 procent z nich jeździ na nartach, a przecież tak na dobrą sprawę nie mają gór i jest tam tylko jeden ośrodek z prawdziwego zdarzenia - Garmisch-Partenkirchen. Mimo tego Niemcy jeżdżą, bo mają pieniądze i chcą w ten sposób spędzać urlop. W przyszłości tak samo będzie z Rosjanami i Ukraińcami, ale zaczną jeździć na nartach, jak będzie to odpowiednio promowane. Dlatego nie wystarczy nam czekać, aż ludzie sami przyjadą. Musimy promować i to zarówno ośrodek, jak i samą jazdę na nartach - wyjaśnia prezes spółki akcyjnej Tatry Mountain Resorts. Żyją z amatorów, ale płacą na zawodowy sport Słowacy działają kompleksowo i wiedzą, że aby odnieść sukces, muszą razem pchać wózek. Ośrodki narciarskie żyją z amatorów, ale interes Jasnej jest zbieżny z interesem słowackiego narciarstwa. Tę lekcję powinni odrobić właściciele stacji narciarskich po północnej stronie Tatr i działacze Polskiego Związku Narciarskiego. Nie da się ocenić, jak stworzenie ośrodka w Jasnej przełożyło się na wyniki słowackich narciarzy, ale faktem jest, że wiceliderką klasyfikacji slalomu PŚ jest Veronika Velez-Zuzulova, a piąte miejsce zajmuje Petra Vlhova. - Trudno stwierdzić, jakie jest przełożenie powstania Jasnej na wyniki słowackich narciarzy, ale mogę powiedzieć, że teraz na pewno więcej klubów u nas trenuje. Przykładowo na stokach Szczyrbskiego Plesa w grudniu szkoli się codziennie czterysta-pięćset osób. Później przenosi się do Jasnej. Regularne treningi na pewno przyniosą skutek - tłumaczy Bohusz Hlavaty. Trzeba podkreślić, że władze Jasnej nie kasują od klubów opłaty za użyczenie stoków na treningi, a jedynie symboliczną za wyciąg, co pokrywa zarobki obsługi. Nie zarabiają na tym, bo - jak twierdzą - zdają sobie sprawę, że sport pełni funkcję marketingową dla ośrodka. Utworzyli też specjalny fundusz, który dzielą między zawodników słowackiego związku według tego, kto ile punktów zdobędzie i w jakim stopniu wypromuje narciarstwo. <a href="http://sport.interia.pl/narciarstwo-alpejskie/news-polskie-narciarstwo-alpejskie-w-zapasci-czas-na-wzory-ze-slo,nId,2156398,nPack,2" target="_blank">KLIKNIJ I CZYTAJ DALEJ!</a>