Kilka lat temu byłem na Dachsteinie na zgrupowaniu Justyny Kowalczyk. Wtedy pierwszy raz na oczy zobaczyłem, jak wygląda lodowiec. Ogrom śniegu robił wrażenie, ale szybko zostałem sprowadzony na ziemię przez trenera Aleksandra Wierietielnego. Ten oprowadził mnie po lodowcu. Wskazał ciekawe miejsca. Pokazał też domek, który teraz znajdował się na półce skalnej, a kilkadziesiąt lat temu - jak mówił - to właśnie do niego sięgał lód i śnieg. To właśnie na lodowcu najlepiej widać, jak zmienia się nasz klimat. Podróż w nieznane. Premiera Pucharu Świata z wieloma znakami zapytania Zmiana klimatu zagraża sportom zimowym. Potrzebne są zmiany W tym sezonie, tradycyjnie już, najwcześniej rywalizacja w Pucharze Świata w sportach związanych z nartami zaczynała się w Soelden. Tam pod koniec października na starcie stanęli narciarze-alpejczycy. To nie była jednak dobra reklama dla tego sportu. Więcej niż o wynikach mówiło się o tym, co działo się przed zawodami. Przede wszystkim dyskusje toczyły się wokół pracującego na lodowcu ciężkiego sprzętu, o co wielkie pretensje mieli ekolodzy. Poza tym znowu wrócił temat wczesnego rozpoczęcia Pucharu Świata. Dla niektórych zbyt wczesnego. Coraz częściej głos w tej sprawie zaczynają zabierać też sami sportowcy. - Można byłoby zaczynać sezon później, ale też później go kończyć, choćby w kwietniu albo maju. To nie jest jednak związane tylko ze startami i zawodami. To jest biznes. Rozpoczęciem sezonu Pucharu Świata, to jest nakręcenie koniunktury i ludzi na zimę - zauważyła Maryna Gąsienica-Daniel, czołowa alpejka świata, w rozmowie z Interia Sport. Kiedy w Soelden był inaugurowany Puchar Świata, Johan Eliasch, prezydent Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), przebywał w Tajlandii. Na antenie stacji ORF, jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w Austrii, powiedział: "Nie rozumiem też, kto jest zainteresowany zawodami narciarskimi w październiku i dlaczego jeździmy na lodowcach bez śniegu. Mam nadzieję, że ÖSV będzie otwarty na wycofanie się z tego". Te słowa zagotowały w Austriakach, bo to przecież ostatecznie FIS zatwierdza kalendarz zawodów. Wojna pomiędzy Austrią a FIS trwa już od dłuższego czasu. W podobnych stosunkach ze światową federacją są też Niemcy. Oba te związki alpejskie są zdecydowanie za ograniczaniem podróży, a tymczasem w kalendarzu PŚ są dwa wypady w sezonie do USA. To wszystko też wpływa na klimat. Środowisko coraz bardziej dostrzega, że kalendarz zawodów powinno się dostosować do zmieniających się warunków. - Co roku jest coraz gorzej ze śniegiem w okresie przygotowań. Wydaje mi się, że po prostu poprzesuwały się nieco pory roku. Start Pucharu Świata w grudniu jest za wcześnie na aktualne zimy. Moim zdaniem powinniśmy zaczynać w styczniu, a kończyć w kwietniu. W tym roku trenowaliśmy na lodowcach w kwietniu i w maju i śniegu było pod dostatkiem. Nawet w czerwcu były bardzo dobre warunki. Tymczasem problem ze śniegiem mamy teraz we wrześniu, październiku i listopadzie - powiedziała Aleksandra Król, brązowa medalistka mistrzostw świata w snowboardowym slalomie gigancie równoległym, w rozmowie z Interia Sport. W tym samym tonie wypowiadała się przed sezonem zimowym znakomita amerykańska alpejka Mikaela Shiffrin. - Na pewno lepiej byłoby dostosować kalendarz PŚ do zmian klimatycznych. I takie rozmowy są prowadzone od lat. Wielu trenerów ciągle sugeruje, że inauguracja w Soelden jest zbyt wcześnie. Później, jeśli chodzi o slalomy giganty, mamy Killington, gdzie też zawsze walka o śnieg trwa do ostatniego dnia. To wszystko stawia nas w dość trudnej sytuacji treningowej. Dla mnie idealny byłby początek sezonu w połowie listopada, a koniec w połowie kwietnia. Patrząc na ostatnie lata, to w kwietniu śmiało można jeździć nie tylko na lodowcach, ale też w niższych partiach gór - zauważył Marcin Orłowski, trener Maryny Gąsienicy-Daniel, w rozmowie z Interia Sport. Zarówno nasi alpejczycy, jak i snowboardziści, narzekali na warunki przygotowań na lodowcach w tym roku. - Tegoroczne przygotowania były trudne, jeśli chodzi o śnieg na lodowcach. My akurat mieliśmy szczęście, bo na przełomie sierpnia i września trafiły nam się świetne warunki w Cervini. Potem było jednak gorzej, bo ciągle trzeba było szukać jakiegoś dobrego miejsca - dodawał Oskar Bom, trener kadry naszych snowboardzistów, w rozmowie z Interia Sport. Zaczyna się ucieczka do hal albo do Ameryki Południowej Z tego powodu narciarze i snowboardziści zaczęli uciekać do hal. Nie jest to jednak ulubiona forma treningu. W hali źle czuje się Magdalena Łuczak, nasza nadzieja w narciarstwie alpejskim. - Dla mnie jest tam zbyt ciemno, a trening jest monotonny - przyznała w rozmowie z Interia Sport. - Zawsze broniłem się przed halą, bo tam są nudne treningi, ale coraz więcej krajów - w związku z panującymi warunkami - wybiera taki wariant. Ci, którzy mają większy budżet, to pędzą do Argentyny albo Chile - dodał Bom. Do Ameryki Południowej w trakcie przygotowań uciekła też Maryna Gąsienica-Daniel. To w okresie przygotowań idealne miejsce w obecnych czasach, choć już zaczynają się pojawiać problemy. - Najmocniejsze kraje mocno zainwestowały w Amerykę Południową i tam szukają dobrych warunków. W Ushuaia w Argentynie mają oni priorytet do treningów na trasach. Szefem tamtejszych tras jest Francuz i on rozdysponowuje miejsce na nich - zauważył Orłowski. Narciarstwo alpejskie jak Formuła 1? To się nie może udać. Zimowe igrzyska z problemami Tymczasem FIS dąży do tego, by jeszcze bardziej rozbudować sporty narciarskie. Szefowi federacji marzy się, by z narciarstwa alpejskiego stworzyć Formułę 1. Zależy mu zatem na zwiększaniu liczby zawodów, a także podbijaniu kolejnych kontynentów. - Sporty zimowe powinny być uprawiane tam, gdzie jest ich miejsce i w okresie od początku listopada do końca marca. To jest nasz czas. Warto sobie zdać sprawę z tego, że nie jesteśmy sportem globalnym, ale niszowym, który jednak w tym okresie charakteryzuje się znakomitymi wynikami. To jest nasza siła - mówił Wolfgang Meier, dyrektor sportowy niemieckiej federacji, w rozmowie z BR 24. Zmiany klimatyczne nie pozostają też bez wpływu na zimowe igrzyska olimpijskie. Thomas Bach, prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) mówił niedawno, że za kilkanaście lat będzie tylko około dziesięciu krajów, które będą w stanie zorganizować tę imprezę. W związku z tym MKOl coraz poważniej myśli o tym, by zimowe igrzyska olimpijskie przeprowadzać systemem rotacyjnym w kilku lokalizacjach z gwarancją śniegu. Sezon zimowy bez polskiej gwiazdy. Ma ważny powód