Piotr Habdas przed laty był mistrzem świata kadetów w supergigancie. Miał też medal tej imprezy w slalomie gigancie. Od pewnego czasu jednak skupia się tylko i wyłącznie na startach w slalomie. W MŚ w Courchevel miał wystąpić w team evencie i potem dopiero w niedzielnym slalomie (19 lutego, godz. 10.00). Tyle że w rywalizacji drużyn spisał się znakomicie. W swojej parze pokonał wyżej notowanego Amerykanina Tommy'ego Forda. Reprezentacji Polski do awansu do ćwierćfinału zabrakło wówczas zaledwie 0,02 sek. Na osłodę Biało-Czerwoni przegrali z późniejszymi mistrzami świata. Ten występ dał mu kopa. Piotr Habdas zmienił zdanie w ostatniej chwili - Przeżywałem ten występ na mecie, bo już na starcie uderzyłem w bramkę startową. Za wcześnie ruszyłem i nadziałem się na blokadę. Przez to zacząłem wolniej. Na trasie nadrobiłem jednak i wygrałem. Niewiele zabrakło nam do sensacyjnego zwycięstwa nad Amerykanami - mówił Piotr Habdas w rozmowie z Interia Sport. Ten występ napędził go. Razem z trenerem Tomazem Bizjakiem postanowił, że jednak wystartuje w kwalifikacjach do slalomu giganta. - Można powiedzieć, że po tym slalomie równoległym dostałem motywacyjnego kopa. Poza tym coraz lepiej zacząłem sobie radzić w gigancie - przyznał Habdas. Na taki start Polaka czekaliśmy od 1997 roku W kwalifikacjach zajął drugie miejsce, a w piątkowej rywalizacji uplasował się na 30. pozycji. Od 26 lat żaden Polak nie był tak wysoko w slalomie gigancie w MŚ. Ostatnim, który tego dokonał był w 1997 w Sestriere Andrzej Bachleda-Curuś. - Nawet nie wiedziałem, że tak długo nie było żadnego Polaka w "30". Tym bardziej zatem się cieszę z tej lokaty. Jestem zadowolony ze swojej jazdy. Udało się zrealizować plan. Być może wynik byłby lepszy, gdybym więcej trenował giganta. Plan jest taki, że mam się przebijać w jednej konkurencji, ale mam też nie zapominać o drugiej. Przyznam jednak, że w życiu nie jechałem tak długiego i mocno podkręconego giganta - zakończył.