O tym, że Łuczak stać na naprawdę szybką jazdę niech świadczy fakt, że w ostatnim sektorze niedzielnego giganta uzyskała 17. czas. Niestety straty z góry było na tyle duże, że zabrakło jej tak niewiele do awansu. W porównaniu do soboty 21-latka wyraźnie się jednak poprawiła, bo w pierwszych zawodach zajęła 46. miejsce. - To jeszcze nie jest taka jazda, jaką prezentowałam przed chorobą w grudniu. Powoli jednak zmierzam w tym kierunku. Przeanalizowałam na spokojnie sobotni przejazd i poprawiłam błędy. Do tego wszystko lepiej mi się poskładało w tym przejeździe - komentowała Łuczak. Zapytana, jakie to były błędy, odparła: - Trochę za dużo skręcam, kiedy giganty są ustawione bardziej na wprost. I to mnie kosztuje trochę, bo nie ma takiej prędkości, jaka powinna być. Polka wystrzeliła w powietrze Polka walczyła dzielnie do samego końca pierwszego przejazdu, a tuż przed metą garb, który jest szalenie zdradliwy, wystrzelił ją w górę jak z katapulty. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie, bo Łuczak miała na dole naprawdę dużą prędkość. Publiczność tylko westchnęła. - Nie widać tego garba, ale wiemy, że tam jest, bo widziałyśmy przejazdy innych zawodniczek. Nawet jeśli jednak jest się na niego przygotowanym, to może zaskoczyć. Nie ukrywam, że zrobiło mi się gorąco, kiedy wyleciałam w powietrze. Na szczęście opanowałam sytuacje. Cieszę się, że ustałam, bo mogłoby to mocno zaboleć - opowiadała łodzianka, która cieszyła się z sukcesu Zrinki Ljutić. 18-letnia Chorwatka to partnerka treningowa Polki. Ljutić specjalizuje się w slalomie i nawet meldowała się już w "10". Tym razem stanie przed szansą zdobycia po raz pierwsze w karierze punktów PŚ w slalomie gigancie, bo po pierwszym przejeździe jest 23. Łuczak teraz skupi się na treningach, a za dwa tygodnie wystąpi w kolejnym slalomie gigancie w PŚ we włoskim Kronplatzu. Być może wystąpi też w zawodach FIS w slalomie. Z Kranjskiej Gory - Tomasz Kalemba, Interia Sport