Shiffrin w minionym sezonie - przerwanym nagle przez pandemię koronawirusa - była długo liderką Pucharu Świata i zmierzała po czwartą Kryształową Kulę. W lutym jednak doszło do wypadku - jej ojciec spadł z dachu i w wyniku obrażeń zmarł. To był dla niej cios. Cios tak duży, że zrezygnowała z rywalizacji. Gdy chciała w marcu do niej wrócić, było już za późno, bo sezon został przerwany. A zwycięstwo w PŚ odniosła Włoszka Federica Brignone. - Po tym wypadku mój tata nie wyglądał już tak samo. To zrozumiałe. Poniósł straszne obrażenia, ale gdy stałam obok niego, gdy łapałam go za dłoń, czułam, że jest jak dawniej - wspominała w wywiadzie dla telewizji CNN. Obecnie Shiffrin przebywa w domu w Colorado. - Czuję tu jego obecność. To właśnie mój tata mnie namówił do jego kupna. Postawiłam w wielu miejscach nasze wspólne fotografie. Wiem, że teraz na świecie wiele osób przeżywa takie chwile jak ja. Dziękuję Bogu, że mam jeszcze mamę i brata. Oni są ze mną cały czas - powiedziała. Teraz Amerykanka nie może doczekać się też powrotu na śnieg. Wznowienia normalnych treningów i rywalizacji. - Mam nareszcie znowu motywację. Nie mogę się już doczekać pierwszej imprezy nowego sezonu. Mój tata kochał narciarstwo alpejskie i na pewno by chciał, bym dalej uprawiała ten sport. Na pewno pojawię się w Soelden w październiku, bo jak jestem w górach, mam wrażenie, że on jest razem ze mną - zaznaczyła. Shiffrin to jedna z bardziej utytułowanych zawodniczek ostatnich lat. Nie tylko wygrała cztery Krzyształowe Kule, ale ma na koncie także trzy medale igrzysk olimpijskich i siedem mistrzostw świata. Początkowo specjalizowała się w konkurencjach technicznych, ale teraz radzi sobie także znakomicie w szybkościowych. mar/ co/