Michał Białoński, Interia: Jadąc na igrzyska do Pekinu zapowiadałaś walkę o medal, a skończyło się na dobrym, punktowanym ósmym miejscu. Jakie masz plany wynikowe przed nowym sezonem Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim? Maryna Gąsienica-Daniel, najlepsza polska alpejka: Teraz celuję w miejsce na podium Pucharu Świata. Uważam, że każdy sportowiec musi sobie ustawiać poprzeczkę wysoko. Gdyby nie wysokie cele, to nie mielibyśmy motywacji, aby się poprawiać i ciężko trenować. Mam świadomość, że każda z zawodniczek przepracowała dobrze lato i te wszystkie dziewczyny walczą, każda chce się znaleźć na podium. Przy tak wyrównanym poziomie to nie będzie łatwe zadanie, ale trzeba mierzyć wysoko i starać się wygrywać. Często mówi się, że mamy za małe góry i za małe nakłady na narciarstwo alpejskie niż na przykład Słowenia. W grudniu minie 38 lat od zwycięstwa poprzedniej Polki Doroty Tlałki w Pucharze Świata. Jest szansa, że przełamiesz tę niemoc? - Ciężko przewidywać wyniki i przebieg sezonu. Ciężko pracuję, cieszę się, że znalazłam się w czołówce i będę walczyć o osiąganie jak najlepszych rezultatów. Ale nie wiem czy się uda. Maryna Gąsienica-Daniel o wsparciu z PZN-u Jak reagujesz, czytając tytuły w internecie: "Maryna Gąsienica-Daniel może spać spokojnie. Puchar Świata niezagrożony"? - Sama tego nie wdziałam, ale dostałam screena tego tytułu z zapytaniem, czy śpię spokojnie. Fajnie, że ludzie zaczęli dostrzegać, że jest Polka w narciarstwie alpejskim. Zaczynają korzystać z tego, że mamy nawet dwie zawodniczki punktujące w Pucharze Świata (tą drugą jest Magdalena Łuczak - przyp. red.). Cieszę się z tego, że ludzie o mnie pamiętają i myślą, że startuję. Jestem zadowolona, że PŚ w Soelden się odbędzie i jest niezagrożony. Po miodowych latach z Apoloniuszem Tajnerem prezesem PZN-u został Adam Małysz. Czujesz pełne wsparcie ze strony związku? - Jak najbardziej tak. Od kilku lat wsparcie jest na wyższym poziomie. Dzięki temu osiągnęliśmy poprawę wyników. Ucieszyło mnie też, że pan prezes Małysz i sekretarz generalny Jasiek Winkiel byli u mnie na zawodach w Soelden. Co prawda, mieli tam też swoje zajęcia, ale ich obecność była naprawdę przyjemna. Odebrałam to jako dodatkowe wsparcie. Justyna Kowalczyk nazywała PZN związkiem skoków. Co na to Maryna Gąsienica-Daniel? Czyli nie powtórzyłabyś za Justyną Kowalczyk, która w okresie swej świetności nazywała PZN Polskim Związkiem Skoków? - Ciężko mi się do tego odnieść. Wiadomo, że za zawodnikami idą sponsorzy, a za nimi pieniądze. To system naczyń połączonych. Mam nadzieję, że w narciarstwie alpejskim wyniki będą lepsze, a to poprawi warunki uprawiania tego sportu również dla najmłodszych. Wiem to również po sobie: z sezonu na sezon mam coraz lepsze wyniki i z sezonu na sezon mam coraz lepsze wsparcie, więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Nasi skoczkowie mają najlepsze wyniki spośród wszystkich sportowców Polskiego Związku Narciarskiego. Na wysokim poziomie jest ich kilku, a nie jeden, to tylko się cieszyć, że mamy takich zawodników. Justynie też zawsze kibicowałam, dla mnie była i jest po prostu "Królową nart", ale z jakiegoś powodu, pewnie dlatego, że ten sport jest trudniejszy, nie poszła za nią cała grupa. Mam nadzieję, że jeśli uda się otworzyć drzwi do Pucharu Świata, to większa grupa zawodników przez nie przejdzie również w narciarstwie. Na początku kariery próbowałaś dorównać starszej siostrze Agnieszce, miałaś też wsparcie brata Janka. Czy teraz, gdy osiągnęłaś poziom światowy, siostra w czymkolwiek ci może jeszcze pomóc? - Jak najbardziej, mam wsparcie od całej rodziny. Aga też mnie wspiera, czasem wysyłam jej do oglądnięcia różne swoje przejazdy, może swoim okiem trochę jeszcze zawodniczym, ale już trenerskim coś zauważy. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia Czytaj też: Maryna Gąsienica-Daniel zdradziła swoje sny! "Teraz pora na realizację"