Jako siódma, ze stratą 1,21 s, finiszowała zwyciężczyni wtorkowego supergiganta i srebrna medalistka piątkowej superkombinacji - Słowenka Tina Maze, aktualna liderka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. 30-letnia Rolland odniosła największy sukces w karierze i to zupełnie nieoczekiwanie, bowiem przed przyjazdem do austriackiego kurortu narciarskiego nie mogła się pochwalić zbyt imponującym dorobkiem Co prawda cztery lata temu na MŚ w Val d'Isere była piąta w zjeździe przed własną widownią, jednak w Pucharze Świata dotychczas tylko dwukrotnie stawała na podium. Udało jej się to w marcu 2012 roku właśnie w Schladming, w finałowych zawodach sezonu, gdy była druga w zjeździe i trzecia w supergigancie. W tym sezonie najwyżej Francuzka była notowana na czwartym miejscu w styczniowym zjeździe w Cortina d'Ampezzo. - Jako dziecko często sobie mówiłam, że któregoś dnia będę mistrzynią świata. Teraz naprawdę nią jestem, to niesamowite, czuję, jakby to wciąż był tylko sen. To dowód, że warto w życiu wierzyć w coś i dążyć do celu. Jednak nie uważam, żeby mój dzisiejszy wynik był sensacją. Przed zawodami oglądałam jak w zjeździe walczyli mężczyźni i wiedziałam, że muszę cały czas jechać agresywnie - powiedziała triumfatorka. Zdobyła trzeci medal dla Francji na tych mistrzostwach, po srebrnym krążku Gauthiera de Tessieresa w supergigancie oraz brązowym Davida Poissona w sobotnim zjeździe. Ten kraj nieoczekiwanie prowadzi w tabeli medalowej po pierwszym tygodniu rywalizacji. Przed tegorocznymi MŚ kandydatką numer jeden do tytułu była Lindsey Vonn. Jednak Amerykanka przedwcześnie zakończyła sezon we wtorek, gdy w wyniku groźnego upadku na trasie supergiganta zerwała więzadła krzyżowe i boczne w prawym kolanie, a także złamała główkę kości piszczelowej. Jej pech zwiększył szanse jej najpoważniejszej rywalki - Riesch-Hoefl, która jednak uzyskała początkowo drugi czas, gorszy 0,54 s od startującej z drugim numerem Fanchini. Gdy słabszy występ odnotowała Maze (nr 20.), tracąc do Włoszki ponad sekundę, wydawało się, że kolejność w czołówce nie ulegnie już większym zmianom. Ten spokój zburzyła dopiero startująca z numerem 22. Rolland, która na wszystkich kolejnych międzyczasach miała najlepszy wynik. W odniesieniu największego zwycięstwa w karierze nie przeszkodziły jej dwa błędy popełnione na dolnym odcinku. W ten sposób zepchnęła na drugie miejsce Fanchini, na trzecie Riesch-Hoefl, a Maze spadła na siódme. Czwarta, ze stratą 0,74 s, była Szwajcarka Nadja Kamer, a piąta i szósta lokata przypadły Amerykankom Julii Mancuso - 0,85 i Stacey Cook - 0,91 s. Kolejne rozczarowanie przeżyli austriaccy kibice, bowiem spośród zawodniczek gospodarzy najwyżej, na ósmej pozycji, znalazła się Andrea Fischbacher - 1,23 s. Natomiast dziesiąta była broniąca tytułu wywalczonego przed dwoma laty w Garmisch-Partenkirchen Elisabeth Goergl - 1,45 s. Na liście startowej niedzielnych zawodów, zawierającej 41 nazwisk, zabrakło reprezentantek Polski. Trasa licząca ponad trzy kilometry była bardzo trudna technicznie, a przede wszystkim mocno wyczerpująca. Nie obyło się bez kilku groźnie wyglądających upadków, jednak żadna z uczestniczek nie odniosła obrażeń. W poniedziałek mężczyźni będą rywalizować w Schladming o medale w superkombinacji. Pierwszą część zmagań - zjazd zaplanowano na godzinę 12.00, a o godz. 18.15 rozpocznie się slalom. Natomiast we wtorek zaplanowany jest konkurs drużynowy (początek o godz. 17.00). Wyniki: 1. Marion Rolland (Francja) 1.50,00 2. Nadia Fanchini (Włochy) 1.50,16 3. Maria Riesch-Hoefl (Niemcy) 1.50,70 4. Nadja Kamer (Szwajcaria) 1.50,74 5. Julia Mancuso (USA) 1.50,85 6. Stacey Cook (USA) 1.50,91 7. Tina Maze (Słowenia) 1.51,21 8. Andrea Fischbacher (Austria) 1.51,23 9. Elena Fanchini (Włochy) 1.51,45 10. Elisabeth Goergl (Austria) 1.51,48