Do mediów napłynęły dramatyczne doniesienia z zawodów Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim w szwajcarskim Wengen. Niedługo przed metą Aleksander Aamodt Kilde wypadł z zakrętu i zaliczył bardzo groźny upadek. Zatrzymał się dopiero na odgradzającej trasę siatce zabezpieczającej. Na trybunach zapadła niemal absolutna cisza. Gdy przy zawodniku znaleźli się medycy, okazało się, że sprawa jest poważna i koniecznym jest przetransportowanie Norwega do szpitala. Niedługo później w okolicy obiektu wylądował helikopter. Menadżer Claus Ryste, w rozmowie z Viaplay, ocenił, że w zimowym sporcie "nie ma nic gorszego" niż tego typu wypadki. "Widziałem wiele brzydkich upadków. Taki widok to coś, co naprawdę wpływa na człowieka. To jest druga strona medalu w naszym sporcie" - tłumaczył. Pierwsze przecieki o stanie obrażeń Kilde nie brzmiały dobrze. Donoszono o otwartym złamaniu kości podudzia i możliwym uszkodzeniu więzadeł. Spekulacje rozwiał dopiero lekarz alpejskiej drużyny narodowej Marc Jacob Strauss. "Aleksander ma zwichnięte ramię i rozciętą łydkę. Nie ma żadnych złamań, ale jest posiniaczony. Kilde jest w dobrych rękach w szpitalu w Bernie" - przekazał w komunikacie prasowym. Dramatyczne sceny na trasie PŚ. Natychmiast wezwano na pomoc śmigłowiec Aleksander Aamodt Kilde opublikował zdjęcie ze szpitala. Opiekuje się nim partnerka, Mikaela Shiffrin Sam Kilde zamieścił w sieci zdjęcie ze szpitalnego łóżka, na którym uśmiecha się do obiektywu wraz ze swoją dziewczyną Mikaelą Shiffrin. Na fotografii widać, że zawodnik ma posiniaczoną twarz i jedną rękę na temblaku. "Trafiłem tutaj i opiekuje się mną jedyna i niepowtarzalna Mikaela Shiffrin. Już jestem zszyty. Bardzo dziękuję za wszystkie wiadomości. Jestem wdzięczny za wyrazy miłości i wsparcia. Ten sport bywa brutalny, ale i tak go kocham" - zadeklarował Aleksander. Na razie jest zdecydowanie za wcześnie, by przewidywać i wyrokować, kiedy dwukrotny medalista olimpijski i wicemistrz świata wróci do treningów i rywalizacji. Wysłał jednak jasny sygnał, że mimo tego trudnego i bolesnego doświadczenia absolutnie nie planuje rezygnować z kariery. Tymczasem przez media przetacza się lawina krytyki pod adresem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i Snowboardowej (FIS). Wszak to nie pierwszy taki wypadek na przestrzeni zaledwie kilku ostatnich dni... Przeszywające krzyki aż rozdzierały serce. Straszliwy wypadek w Pucharze Świata FIS pod pręgierzem krytyki po wypadkach na PŚ. "Może przekroczyliśmy granicę" Ostatnio, także w szwajcarskim Wangen, na trasie supergiganta wypadkowi uległ Alexis Pinturault. Po jednym z efektownych skoków Francuz upadł na stok, krzycząc przy tym z bólu. Podobnie jak później Kilde, i on został przetransportowany helikopterem do szpitala. "Niestety, sytuacja nie wygląda najlepiej. Helikopter to nie jest dobry znak" - mówił przed kamerami ZDF Cyprien Sarrazin. Z medialnych informacji wynika, że zawodnik zerwał więzadło krzyżowe, co oznacza dla niego koniec sezonu i długą rehabilitację. Zawodnicy mieli w tym tygodniu w terminarzu dodatkowy wyścig Pucharu Świata w wyniku wcześniej przełożonych konkursów. Były dwie sesje treningowe zjazdowe, dwa zjazdy i supergigant. Fakt, że zjazd w Wengen, który jest najdłuższym tego typu w cyklu i trwa ponad dwie i pół minuty, odbywa się dwukrotnie, wywołał reakcję wielu osób. Kilku sportowców, menadżerów zespołów i ekspertów opowiedziało się przeciwko trudnemu programowi wyścigów. "Dzisiaj czujemy w kościach, że jest tego wszystkiego za dużo. I nie chodzi tylko o Aleksandra. Być może przekroczyliśmy granicę. Nie chcemy tych kontuzji, więc musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby ich uniknąć" - dodawał dla NRK Claus Ryste. Z poglądem o tym, że do wypadków mógł przyczynić się napięty harmonogram, nie zgadza się Vincent Kriechmayr. Jego zdaniem to po prostu kwestia pecha. "Mieliśmy już kilka sezonów, kiedy na każdym wyścigu było wielu poważnie rannych zawodników. Często wszystko szło nie tak. Powiedziałbym, że po prostu wychodziło niefortunnie" - podsumowuje. To oficjalne, sensacyjna decyzja. Medalistka MŚ odchodzi z kadry przez romans z trenerem. "Zakazana miłość"