Rywalizacja w slalomie równoległym była od początku, odkąd znowu wróciła do łask Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), była bojkotowana przez największe nacje. Te uważały jej powrót za niepotrzebne.Tymczasem to była szansa pokazania się dla tych słabszych nacji, jak choćby Polski. W slalomie gigancie równoległym dwukrotnie - w 2021 i 2023 roku - o medal ocierała się Maryna Gąsienica-Daniel. Polska reprezentacja z kolei była bliska sprawienia niespodzianki w postaci awansu do "ósemki" w zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie (2022), jak również w czasie mistrzostw świata w narciarstwie alpejskim w Courchevel (2023). Gwiazda ujawnia prawdę na temat swojej relacji z Małyszem. "Czuję więź" To był wyrok śmierci, ale teraz nastąpił zwrot W ubiegłym roku postanowiono, że slalom równoległy zniknie z programu Pucharu Świata i mistrzowskich imprez. Zapadł wyrok śmierci na tę konkurencję, której próżno szukać w programie PŚ. Jeszcze niedawno slalomu równoległego nie było w programie MŚ w Saalbach, ale dość niespodziewanie pojawił się w nim i to już pierwszego dnia. Skąd zatem taka zmiana? O to zapytali FIS dziennikarze "Blicka". Odpowiedź była dość zaskakująca. Michael Vion, sekretarz generalny FIS, który sam był przeciwnikiem rywalizacji w slalomie równoległym, ogłosił nagle, że rywalizacja drużynowa podczas MŚ 2023 zakończyła się pełnym sukcesem. Jak przyznał, była ona: dobrze zorganizowana, z wysokimi ocenami, dużym zainteresowaniem i pozytywnymi opiniami, także ze strony sportowców. - Dlatego zdecydowaliśmy się zatrzymać ten format dla mistrzostw świata w Saalbach - przyznał Vion w rozmowie z "Blickiem". Ludzie, którzy siedzą w narciarstwie alpejskim, są jednak zdania, że FIS musiała się po prostu wywiązać ze swoich zobowiązań wobec Infrontu, który jest sprzedawcą praw, a z którym podpisała umowę na 11 konkurencji w czasie MŚ w 2023 roku.