PAP: W karierze odniósł pan 26 zwycięstw w Pucharze Świata i plasuje w czołówce klasyfikacji wszech czasów. Tymczasem w obecnym sezonie próżno pana szukać w najlepszej dziesiątce poszczególnych zawodów, nie mówiąc o podium. Ivica Kostelić: - Niestety, 13 operacji prawego kolana daje o sobie znać, ciągle coś się "przypomina". Już od zeszłego sezonu czuję, że kolano jest trochę niestabilne. Niedawno miałem szczegółowe badanie, które wykazało poważny ubytek chrząstki w bocznej części kolana, zaś kolejny kłopot jest z więzadłem krzyżowym. Mają pomóc mi jakieś mniejsze zabiegi lecznicze, chociaż nie chcę decydować się na kolejną operację. A jeśli lekarze będą się upierać? - Nie ma już takiej możliwości. Miałem już tyle operacji, że czas wreszcie powiedzieć "dosyć". Nie ma co ukrywać, że pana forma jest daleka od idealnej. Czy próbuje pan jakichś zmian np. w treningu? - Ze względu na kolano trudno cokolwiek zmieniać. Muszę koncentrować się tylko na jednej konkurencji - slalomie. W niej odczuwam najmniejszy dyskomfort w związku z problemami zdrowotnymi. Ten sezon jest trudny, ale dla mnie tak naprawdę każdy jest wyzywaniem, podobnie jak każde kolejne zawody pucharowe. Punktem zwrotnym miał być slalom w Zagrzebiu, przed wielotysięczną chorwacką publicznością. Ale zajął pan dopiero 18. miejsce, przegrywając m.in. z rodakiem Filipem Zubcicem (15.). - Wydaje mi się, że i tak zrobiłem krok do przodu porównując z poprzednimi występami. Muszę być zadowolony i z takich niewielkich postępów. Mam nadzieję, że nie był to mój ostatni występ w Zagrzebiu. W tym sezonie nie idzie mi tak, jak oczekiwałem, nie jest łatwo zwłaszcza wtedy, kiedy nie wchodzę do drugiego przejazdu. Ale nie zamierzam rezygnować. Od drugiego lutego mistrzostwa świata w Vail i Beaver Creek. Złoty medal w slalomie zdobył pan dawno, bo w 2003 roku. - Patrząc na to, co się dzieje obecnie ze mną, zdobycie medalu będzie bardzo trudne. Wierzę, że spiszę się możliwie najlepiej jak mogę, lecz trudno prorokować jakie to przyniesie miejsce. Kogo należy upatrywać w gronie kandydatów do zdobycia Kryształowej Kuli? - Moim zdaniem najlepszy będzie Marcel Hirscher, i w slalomie, i w całym cyklu Pucharu Świata. Dla Austriaków to niezwykle ważne, aby ich alpejczycy zdobywali te trofea. Co dalej z chorwackim narciarstwem alpejskim? Kilka lat temu karierę zakończyła pana siostra, niezwykle utytułowana Janica. A następców waszej klasy nie widać, do tego federacja ma problemy finansowe. - Koniec mojej kariery z pewnością nie będzie końcem narciarstwa w Chorwacji. Mamy młodych zawodników, którzy uzyskują coraz lepsze wyniki, a jest nadzieja, że będzie tych osób coraz więcej. Młodzież nie ma złych warunków do rozwoju. U pana za to sporo zmian w życiu prywatnym - ożenił się pan, doczekał się syna. - Czuję się świetnie. Wiele osób mówiło mi, że przyjście na świat potomka jest czymś wyjątkowym. Teraz mogę powiedzieć, że mieli rację. Posiadanie rodziny to wielka odpowiedzialność, ale też wielki błogosławieństwo i zadowolenie. Czasem mówi się wprost, że zmiana stanu cywilnego oznacza od razu pogorszenie dyspozycji. Tak jest w pana przypadku? - Mark Twain powiedział, że starość mężczyzny rozpoczyna się od dnia zawarcia związku małżeńskiego. Uważam jednak, że moje słabsze wyniki mają więcej związku ze stanem mojego kolana, niż z tym, że się ożeniłem. Żona Elin i syn Ivan jeżdżą z panem na zagraniczne zawody? - Na razie nie, są w Zagrzebiu, ale gdzieś wspólnie wybierzemy się pod koniec sezonu. Kilkumiesięczny Ivan podobno już ma swoje pierwsze narty. - Zgadza się. Firma, która mnie sponsoruje, zaraz po jego narodzinach przysłała maleńkie narty. Ładny gest z jej strony. Za 20-25 lat media będą pisać o Ivanie Kostelicu odnoszącym sukcesy na stokach narciarskich? - Ciężko powiedzieć. Zobaczymy czy będzie miał odpowiedni talent do tego sportu. Rozmawiał Radosław Gielo