Piotr Habdas uprawia dyscyplinę sportu, w której startuje kilka tysięcy osób. Narciarstwo alpejskie ma to do siebie, że to jest nieustanna walka o przebijanie się do światowej czołówki. Przypomina pod tym względem tenis. Kto jest w najlepszej "100" rankingu już coś znaczy. 25-latek obecnie jest sklasyfikowany na 125. miejscu w światowym rankingu w slalomie. Jest już zatem blisko topu. Regularnie startuje też w Pucharze Świata, co przez wiele lat nie było takie oczywiste. Zmiana w polskiej kadrze na mistrzostwa świata Furorę robi młodszy brat - Jan W ostatnim czasie o wiele głośniej jest o jego młodszym bracie - Janie. 19-latek niedawno wywalczył swoje pierwsze punkty w karierze w Pucharze Świata w skokach narciarskich, a potem zdobył dwa medale mistrzostw świata juniorów - brązowy (indywidualnie) i srebrny (drużynowo). Uznawany jest za jeden z największych talentów w polskich skokach. Sam też w przeszłości zaczynał od narciarstwa alpejskiego, ale na zmianę dyscypliny namówił go właśnie starszy brat Piotr, który zresztą mocno dopinguje Jasia i kiedy tylko może to pojawia się na zawodach, w których ten bierze udział. - Może kiedyś razem wybierzemy się na zimowe igrzyska olimpijskie. To byłoby coś! - zapalił się starszy z Habdasów. Dla niego występ w igrzyskach to byłoby spełnienie marzeń. - Uwielbiam się ścigać. Lubię adrenalinę, jaka towarzyszy moim startom. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu - powiedział Piotr Habdas w rozmowie z Interia Sport. Kontuzje omal nie zakończyły jego kariery 25-latek nie ma koncie zbyt wielu sukcesów. Tymi największymi to były medale mistrzostw Polski, a także miejsca na podium w zawodach FIS. Sam za jeden z bardziej znaczących wyników uważa dziewiąte miejsce w zawodach FIS w slalomie w Pozza di Fassa. Tam jechał z 33. numerem, a wbił się do "10". To było w styczniu ubiegłego roku. Ledwie dwa miesiące po powrocie na stok po poważnej kontuzji. - Uświadomiłem sobie wtedy, że stać na mnie dobrą jazdę. Tym bardziej że w tych zawodach wystąpiło wielu zawodników z Pucharu Europy - przyznał. Ostatnia kontuzja przytrafiła się wiosną 2020 roku. Poprzednia miała miejsce dwa lata wcześniej. Za każdym razem to były zerwane więzadła w kolanie. Raz prawej, a raz lewej nogi. - Przez problemy zdrowotne straciłem tak naprawdę dwa-trzy sezony. To bardzo dużo. Powoli jednak wracam na właściwe tory - cieszył się Habdas, o którego zdrowie dba lekarz Mariusz Smolik. Regularne starty w Pucharze Świata i debiut w mistrzostwach świata w wieku 25 lat Od tego sezonu Habdas regularnie startuje w zawodach Pucharu Świata. - Te występy dają mi olbrzymie doświadczenie. Wywalczyłem sobie to miejsce, bo w ubiegłym sezonie zdobyłem punkty, które mnie do tego uprawniały. Teraz z tego korzystam i staram się objeżdżać po tych trasach. Nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym zaistnieć w Pucharze Świata. Po to w końcu trenuję - mówił. Trudno w to uwierzyć, ale dla Habdasa mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim w Courchevel i Meribel będą pierwszymi w karierze. Zadebiutuje w tej imprezie w wieku 25 lat. - Wcześniej albo po prostu spisywałem się słabo, albo na przeszkodzie stawały kontuzje. Może po prostu teraz pierwszy raz zasłużyłem na to, by tam być. I nie interesuje mnie tylko to, by zjechać do mety. Wiem, że stać mnie na dobry wynik - powiedział Habdas, który w MŚ wystąpi w rywalizacji drużynowej i w slalomie. 25-latek liczy na dobry wynik w konkurencji drużyn. W slalomie celem jest miejsce w "30". W ostatnim sprawdzianie przed MŚ Habdas wystąpił w Pucharze Europy w slalomie w Jaun. Choć jechał z odległym 65. numerem, to w pierwszym przejeździe wskoczył na 18. miejsce. Miał wielką szansę na zdobycie pierwszych w karierze punktów do klasyfikacji generalnej PE. Habdas jednak nie kalkulował i chciał jeszcze więcej. Zaryzykował i w drugim przejeździe - już na samym jego początku - złapał tyczkę między narty i nie ukończył rywalizacji. Wysłał jednak jasny sygnał, że jest w naprawdę dobrej dyspozycji. Nagroda za cierpliwość i miłość Dla niego ten występ będzie wielką nagrodą za cierpliwość i za miłość do tego sportu. Nie byłoby to też możliwe, gdyby nie wielkie wsparcie rodziców, bo narciarstwo alpejskie nie jest wcale tanim sportem. - Rzeczywiście karierę kontynuowałem głównie dzięki wsparciu rodziców. Gdyby nie oni, to po ostatniej kontuzji mogłem zakończyć przygodę z nartami. Wszyscy razem wierzyliśmy jeszcze w to, że wciąż mogę uzyskiwać dobre wyniki. Na treningach - jeszcze przed ostatnią kontuzją - miałem sparingi z naprawdę dobrymi zawodnikami. Wynikało z nich, że wszystko idzie w dobrym kierunku - opowiadał Habdas. Od dwóch sezonów nasz alpejczyk trenuje ze Słoweńcem Tomazem Bizjakiem, który jest trenerem męskiej kadry A. - W ubiegłym sezonie tata zorganizował team, w którym poza mną był jeszcze jeden Holender. Zatrudnił wówczas trenera Bizjaka wraz z serwismenem. Słoweniec w tym roku został także trenerem męskiej kadry w Polsce. Po ostatnim sezonie Polski Związek Narciarski docenił moją ciężką pracę i wyciągnął do nas pomocną dłoń. Nie ukrywam, że jestem z tego bardzo zadowolony - powiedział Habdas.