Magdalena Łuczak dobrze pojechała w drugim i czwartym sektorze. W pierwszym i trzecim straciła jednak tak wiele, że trudno było o awans do drugiego przejazdu. - Pojechałam chyba zbyt bezpiecznie, choć warunki były naprawdę bardzo dobre. Ja jednak za bardzo trzymałam narty - powiedziała alpejka z Łodzi. Do tego, by awansować do drugiego przejazdu, zabrakło 0,79 sek. - Jestem coraz bliżej tego, by tego dokonać. W grudniu jednak byłam chora i uciekło mi trochę czasu, a już podłapałam fajną jazdę. Teraz znowu potrzeba czasu na wjeżdżenie się i złapanie lekkości - tłumaczyła. Polka na trasie giganta W niedzielę, 8 grudnia, Łuczak stanie przed kolejną szansą. W Kranjskiej Gorze znowu rozegrany zostanie slalom gigant. Polka cieszyła się z tego, że zafundowano im taki weekend z dwoma gigantami na trasie, która jest jedną z lepszych w kobiecym Pucharze Świata. W drugim przejeździe zobaczymy z kolei Marynę Gąsienicę-Daniel. Nasza najlepsza alpejka zajmuje 10. miejsce po pierwszym przejeździe. Łuczak przed tym sezonem zmieniła trenera. Rozstała się z Ivanem Ilanovskym, ojcem sukcesu Petry Vlhovej i teraz jest prowadzona przez słoweńskiego szkoleniowca Matijaza Marusicia, który wcześniej pracował z: Japonkami, Rosjanami i Słoweńcami. Ma też słoweńskiego serwismena Lukę Polaka. Nasza alpejka poza slalomem gigantem jeździe też w tym sezonie w slalomach, a w planach ma też występy w supergigancie. Zawodniczka Mitan-Ski Zakopane miała bardzo udane dwa ostatnie sezony. Stawała na podium zawodów Pucharu Europy. Po raz pierwszy w karierze punktowała też w Pucharze Świata, zajmując 20. miejsce w slalomie gigancie w Courchevel. W 2021 roku była 19. w slalomie gigancie w mistrzostwach świata, a w lutym ubiegłego roku zajęła 26. miejsce w tej konkurencji w zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Z Kranjskiej Gory - Tomasz Kalemba, Interia Sport