Odniosła pani wielki sukces, pierwszy od lat w polskim narciarstwie alpejskim. Czy spodziewała się pani tak dobrego występu? Maryna Gąsienica-Daniel: - Od rana doskonale się czułam i wiedziałam, że to jest mój dzień. Jechałam na takiej zdrowej adrenalinie, ale bez stresu. W drugim przejeździe popełniłam duży błąd i nawet się zdziwiłam na mecie, że jestem druga, bo sporo straciłam i myślałam, że spadnę niżej. Ale nie mam sobie nic do zarzucenia, bo naprawdę pojechałam na maksa, jak to my mówimy - all inn. Czy ocenia pani starty w mistrzostwach jednoznacznie pozytywnie, czy może odczuwa pewien niedosyt? - Jestem bardzo zadowolona, bo wiem, że dałam z siebie wszystko. Oczywiście mogło być jeszcze lepiej, ale takie jest narciarstwo alpejskie. Jak pokazał slalom gigant, faworyci nie zawsze wygrywają i to jest piękno tego sportu. Trochę mieszane odczucia miałam po slalomie równoległym. Z jednej strony cieszyłam się oczywiście z ósmej lokaty, ale z drugiej miałam poczucie, że to nie była do końca sprawiedliwa rywalizacja, bo tory były bardzo nierówne. Ale gdyby przed sezonem ktoś mi powiedział, że w mistrzostwach świata będę zajmować takie miejsca, wzięłabym to w ciemno. Naprawdę jestem mega zadowolona. Po sukcesach w Pucharze Świata podkreślała pani, że takie występy budują sportowo. A co oprócz dobrych wyników dały pani te mistrzostwa? - Wiele mnie nauczyły. Dały mi mnóstwo pozytywnej energii i wiary w siebie. Pokazały, że mogę rywalizować z najlepszymi i mam jeszcze rezerwy, skoro pomimo poważnych błędów zajmuję miejsca w czołówce. Pewnie spędziła pani czwartkowe popołudnie na odbieraniu gratulacji? - Zawsze jak jest dobry wynik, to jest dużo gratulacji. Było mi bardzo miło, bo zadzwonił nawet pan prezydent, który jest zapalonym narciarzem i bardzo cieszył się z mojego występu. A ja po zawodach pierwsze co robię, to obdzwaniam rodziców, siostrę i brata. Oni najlepiej wiedzą, ile ten sukces kosztował mnie pracy. A kiedy rodzice będą mogli pani pogratulować osobiście? - Do domu to pewnie szybko nie wrócę. Zresztą w czasie covidowych ograniczeń nie jest to łatwe. Teraz chyba wystartuję w Pucharze Świata w San Pellegrino, a później w Jasnej. Może wtedy uda mi się wskoczyć na dzień czy dwa do Zakopanego. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Pewnie myśli pani już o następnym, olimpijskim sezonie? - Przede wszystkim chcę skończyć ten sezon na wysokim poziomie, w czołowej "15" klasyfikacji slalomu giganta. W przyszłym roku igrzyska w Pekinie będą oczywiście najważniejsze, chociaż starty w Pucharze Świata będę traktować równie poważnie. Nie wiem tylko jeszcze, jak będą przebiegały przygotowania, bo z powodu pandemii jest wiele ograniczeń. Uprawianie w Polsce narciarstwa alpejskiego na takim poziomie nie jest łatwe. Co by pani radziła młodym adeptom tego sportu? - Chyba nie ma jednego wzoru. Każdy musi podążać swoją ścieżką, ale najważniejsze, żeby lubić to, co się robi. I oczywiście mieć wsparcie rodziny i grupę życzliwych ludzi wokół siebie. Mnie się to udało. Rozmawiał: Kryspin Dworak krys/ pp/