"Aare jest dla mnie szczególnym miejscem i dlatego spróbuję tu powrócić do pucharowej rodziny. Jednak moje serce pozostaje złamane, więc ograniczę kontakty z mediami, widzami i innymi zawodniczkami" - napisała. Shiffrin w połowie sezonu miała taką przewagę nad rywalkami, że wydawało się niemożliwością, aby ktoś jej odebrał pierwsze miejsce. Po raz ostatni Amerykanka startowała pod koniec stycznia w Bansku, gdzie wygrała zjazd i supergigant. Później opuściła zawody w Rosie Chutor i miała powrócić do rywalizacji w kolejnych. Wówczas jednak zmarł niespodziewanie jej ojciec i przerwała pucharowe występy. Nie pojechała do Garmisch-Partenkirchen, Kranjskiej Gory i Crans Montany. W tej sytuacji prowadzenie w klasyfikacji generalnej objęła Włoszka Federica Brignone, która wyprzedza narciarkę z Vail o 153 punkty. Sytuacja stała się dla Shiffrin trudna, gdy z powodu epidemii koronawirusa odwołane zostały finałowe zawody alpejskiego Pucharu Świata, które w dniach 18-22 marca miały się odbyć w Cortinie d'Ampezzo. Rozstrzygnięcie zapadnie więc w najbliższych dniach w Aare, gdzie alpejki będą rywalizowały w slalomie równoległym (czwartek), slalomie gigancie (piątek) i slalomie (sobota). Ponieważ Brignone jest zawodniczką wszechstronną, a największe sukcesy odnosiła właśnie w gigancie, eksperci nie dają Amerykance dużych szans na odrobienie strat. Kończąca w piątek 25 lat Shiffrin lubi startować we Aare, gdzie w 2012 roku odniosła pierwsze pucharowe zwycięstwo w karierze. W sumie była tu czterokrotnie najlepsza w slalomie, a w ubiegłorocznych mistrzostwach świata zdobyła złote medale w slalomie i supergigancie. Jeśli Brignone obroni przewagę, zostanie pierwszą Włoszką, która zdobędzie Puchar Świata w narciarstwie alpejskim.