Mayer był najszybszy we wtorek, a Reichelt w czwartek, środowy trening został odwołany. W obu próbach w czołówce plasował się Włoch Dominik Paris, który już dwukrotnie tu wygrywał - w 2013 i 2017 roku. Już w sobotę okaże się, kto będzie mógł szczycić się mianem króla Streify przez kolejny rok. Nawet w roku mistrzostw świata to tytuł nie do przecenienia - zjazd w Kitzbuehel uważany jest za najtrudniejszy i najbardziej prestiżowy w cyklu PŚ. Ta legendarna trasa wiodąca z góry Hahnenkamm (Koguci Grzebień) liczy ponad trzy kilometry. Stromy stoku o różnicy wzniesień 860 m pokonuje się ze średnią prędkością grubo przekraczającą 100 km/h. Już na początku na zawodników czeka niemal pionowa ściana o nachyleniu 85 proc., którą pokonują lecąc przez kilkadziesiąt metrów z ogromną prędkością. Rekordowy zmierzony skok to 80 m, niewiele krótszy od uzyskiwanych przez skoczków narciarskich na tzw. normalnych obiektach. To "pułapka na myszy", po pokonaniu której trzeba się jeszcze zmieścić w ostrym zakręcie. W tym miejscu marzenia o zwycięstwie pogrzebało wielu wybitnych zawodników. Później nie jest łatwiej. Szybka i trudna technicznie trasa wymaga bowiem maksymalnej koncentracji, w przeciwnym razie zjazd kończy się upadkiem. Doświadczyli tego najlepsi, w tym takie sławy jak Austriak Hermann Maier. Wielu prosto ze stoku trafiło do szpitala, dla kilku przejazd Streifą oznaczał zakończenie kariery. Ostatnią ofiarą Koguciego Grzebienia padł we wtorek czołowy alpejczyk ostatnich lat Norweg Kjetil Jansrud. Mistrz olimpijski z Soczi podczas wtorkowego treningu złamał dwie kości lewej dłoni i marzenia o powtórzenia sukcesu z 2015 roku musi odłożyć do następnego sezonu. Skalę trudności Streify najlepiej oddają słowa słynnego przed laty Kanadyjczyka Steve'a Podborskiego. Jemu dwukrotnie udało się wygrać w Kitzbuehel (w 1981 i 1982 roku), ale nawet po latach z trwogą wypowiadał się o tej trasie. "Gdy po raz pierwszy przed zawodami zapoznawaniem się ze stokiem, nawet nie wyobrażałem sobie, jak można pokonać ten początek. Wizualizowałem go sobie w głowie i zawsze wpadałem w siatki. Później stajesz na starcie i widzisz tylko pierwsze trzy bramki. Jest szalenie stromo. Reszta to kwestia wiary. Wierzysz, że możesz zjechać, bo przecież jakimś facetom przed tobą to się udało. Do tej pory się pocę, jak o tym opowiadam" - wspominał. Zawody w Kitzbuehel, Hahnenkamm-Rennen, to święto narciarstwa. Odbywają się od 1931 roku, a od 1967 zaliczane są do Pucharu Świata. Królem Streify jest Szwajcar Didier Cuche, który pięciokrotnie był tu najszybszy. Cztery razy triumfował słynny Austriak Franz Klammer. Kitz, jak o miasteczku mówią bywalcy, to nie tylko sport. To jeden z najdroższych austriackich kurortów. Posiadłości warte nawet kilkadziesiąt milionów euro mają tu zamożni ludzie z całego świata. Jest to też ulubione miejsce zimowego wypoczynku gwiazd show businessu. Wiele z nich dopinguje alpejczyków. Stałym bywalcem zawodów jest aktor i były gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger. Na trybunach można zobaczyć też słynne postacie związane z nie mniej szaloną jak zjazd w Kitzbuehel Formułą 1, m.in. Nikiego Laudę czy Bernie Ecclestone'a. Pierwszym akordem weekendu w Kitzbuehel będzie piątkowy supergigant. Na sobotę zaplanowano najbardziej oczekiwany zjazd, a w niedzielę odbędzie się slalom.