35-letni Norweg w poprzednim sezonie, podobnie jak dwa lata wcześniej, nie wygrał żadnych zawodów Pucharu Świata. Ten rozpoczął nieźle, triumfując m.in. w Beaver Creek, ale jeszcze w Stanach Zjednoczonych nabawił się kontuzji kolana. Od tego momentu głównie oszczędzał swoje kończyny, co było widać podczas środowego treningu w Val Gardena. Do najszybszego Jareda Goldberga ze Stanów Zjednoczonych stracił ponad trzy sekundy, ale jak sam przyznał na mecie, nie to było najważniejsze. - Od Beaver Creek nie jeździłem na nartach. Nie ukrywam, że mam problem z kolanem i zanim pojadę na pełnych obciążeniach, chcę je mocno przetestować - powiedział Svindal, który rok temu miał powtórny zabieg operacyjny. Alpejczyk pierwotnie po powrocie z tournée po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie miał spokojnie trenować w austriackim Seefeld, ale z powodu spuchniętego kolana musiał zmienić plany. - Wróciłem do Oslo, aby lekarz który przeprowadzał operację, obejrzał kolano. Podobno nie ma większego zagrożenia, choć obrzęk i ból mnie niepokoją - zdradził alpejczyk. Svindal bardzo liczy na swój start w Pjongczangu, dlatego każdy, nawet najdrobniejszy sygnał ze strony kolana traktuje bardzo poważnie. - Jeśli obrzęk jest zbyt duży, muszę przestać jeździć. Nie ma żadnych półśrodków, albo mogę jeździć, albo jestem zmuszony odpoczywać. Na tym etapie sezonu lepiej czasem sobie odpuścić, niż żałować, że przez uraz nie pojechało się na igrzyska - powiedział doświadczony narciarz. AW