- Najważniejsze było zachować równowagę, żeby nie uderzyć z impetem o podłoże, które jest twarde jak beton. Następnie w ułamku sekundy pomyślałem, czy ja tę zgubioną nartę jeszcze odnajdę, a po chwili przypomniał mi się Bode Miller i jego wyczyn z 2005 roku. Postanowiłem wtedy, że spróbuję ukończyć przejazd - opisuje sytuację polski alpejczyk. 12 lat temu na mistrzostwach świata, Miller podczas przejazdu również stracił nartę i próbował dojechać do mety. Po przejechaniu kilkuset metrów Amerykanin przegrał jednak tę walkę i zjazdu nie ukończył. Wszystko działo się w... Bormio. Pod tym względem wyczyn legendy narciarstwa alpejskiego przebił więc Babicki. - Bode miał wtedy o wiele trudniejsze zadanie, gdyż trasa była bardziej zmrożona. Może teraz zdecyduje się wrócić z emerytury, by mnie pokonać - żartuje Babicki. - Byłem pod wrażeniem tego, czego dokonał Paweł. Dla mnie jest kozakiem. Ta trasa jest tak wymagająca, że wielu zawodników ma problem z ukończeniem jej na dwóch nartach. Na dobre wyniki Polaków ciągle czekamy, więc może w ten sposób uda się zwrócić uwagę na tę dyscyplinę sportu - mówi ekspert Eurosportu Marcin Szafrański. Niecodzienny wyczyn Polaka zrobił wrażenie na najlepszych alpejczykach. - Jak już schodziłem z trasy podszedł do mnie Aksel Lund Svindal. "Wow! Jesteś nowym Bode Millerem!" - powiedział. - Pogratulował mi również Dominik Paris. Podczas treningu porozmawiałem chwilę z Ivicą Kosteliciem. Chorwat także był pod dużym wrażeniem. Fajnie usłyszeć słowa uznania od takich gwiazd - opowiada 24-latek. Obciążenie prawej nogi Babickiego podczas czwartkowego zjazdu było ogromne. Po zakończeniu rywalizacji długo trwało przywrócenie kończyny do stanu używalności. W piątek Babicki wystartował w kombinacji, lecz wziął udział tylko w zjeździe. Po tej konkurencji był na 47. miejscu. - Slalom zdecydowałem się odpuścić. Trzeba mieć świeże, mocne nogi, żeby występ miał sens. Tymczasem podczas piątkowego zjazdu, w połowie trasy, prawa noga zaczęła dawać o sobie znać. Oczywiście, kiedy odpięła mi się narta, to najprościej byłoby spróbować po prostu się zatrzymać. Kontrolowałem sytuację, nie było zagrożenia poważną kontuzją, choć na pewno prawa noga była solidnie przemęczona - relacjonował. - Cóż, pół żartem, pół serio, może Polski Związek Narciarski zobaczy, że czasem musimy sobie radzić na zawodach rywalizując tylko na jednej narcie - kończy Babicki. Co ciekawe, w piątek, dzień po wyczynie Babickiego, z jednym kijkiem slalom gigant w Lienzu ukończyła Maryna Gąsienica-Daniel. Polka w pierwszym przejeździe była 35. i nie zakwalifikowała się do drugiego. MaK