Korespondencja z Warszawy Dla trenera Czesława Michniewicza sparing z Chile miał być niezwykle ważny. Sam podkreślał, że ma w kadrze kilku graczy z kilkutygodniową przerwą w grze, zwłaszcza dwóch środkowych obrońców Kamila Glika i Jana Bednarka. Chciał ich sprawdzić, aby wiedzieć jakie szanse powodzenia ma wystawienie ich po takiej przerwie np. przeciw Meksykowi. No tak, ale mecz z Chile miał się odbyć na dobrej murawie Stadionu Narodowego. Gdy trzeba go było przenieść na obiekt Legii Warszawa, warunki się zmieniły. Trener Michniewicz odesłał kilku graczy z "protokołem katarskim" na ławkę, ale Glika i Bednarka wystawił. Podobnie zresztą jak Grzegorza Krychowiaka czy Karola Świderskiego, którzy też nie mieli mniej gry w ostatnich tygodniach. Gdy w kadrze na Chile znalazł się Robert Gumny, mogło się wydawać, że trener Michniewicz zagra czwórką obrońców. Nie jednak, wyszedł trójką z Bednarkiem, Glikiem i Kiwiorem. A zatem tak, jak mógłby zacząć mecz z Meksykiem, o ile uzna, że Glik i Bednarek dali radę. Polska grała z Chile dość głęboko, a obrońcy nie zawsze nadążali za rywalami. Już w pierwszych pięciu minutach Alexis Sanchez - wielka gwiazda chilijskiej piłki i mundiali 2010 i 2014 roku - miał okazje do zdobycia bramki. Chile mogło prowadzić 2-0, zanim Polacy opanowali sytuację i przejęli kontrolę nad spotkaniem. Świetną okazję do strzelenia gola miał w 20. minucie Arkadiusz Milik, ale większość pozostałych zagrań Polaków była niedokładna. Swoją szansę na pokazanie się trenerowi dostał Szymon Żurkowski z Fiorentiny, który zagrał w środku pola obok Grzegorza Krychowiaka i Sebastiana Szymańskiego. W pierwszej połowie nic nie wskazywało na to, że tę szansę wykorzystał. W drugiej wyglądało to lepiej - to po jego szarży do faulu musiał uciekać się Marcelino Nuñez. Faulu na kartkę. Ten sam gracz silnym strzałem w 53. minucie pokazał selekcjonerowi, że Łukasz Skorupski broni dobrze. CZYTAJ TAKŻE: Gwiazda rywali Polsce: Chciałbym skopać im tyłki O tym, że Chilijczycy grają ostro, przekonał się Przemysław Frankowski. Wejście chilijskiego obrońcy, debiutanta Guillermo Soto było niezwykle brutalne i mogło się skończyć tym, czego w tym spotkaniu trener Michniewicz obawiał się najbardziej - kontuzją. Na szczęście Frankowski wyszedł z tego cało, a Chilijczyk skończył z żółtą kartką, chociaż równie dobrze mógł dostać czerwoną. Polska zepchnięta do obrony. Chile gra Kamil Glik rozegrał 45 minut i po przerwie zmienił go Bartosz Bereszyński. Druga połowa układała się jednak wyraźnie pod dyktando Chile, które za sprawą Alexisa Sancheza, Arturo Vidala i kilku innych graczy zepchnęło Polskę do obrony. Zespół, który nie awansował na mistrzostwa świata z Ameryki Południowej był bezdyskusyjnie lepszy. A przecież zespół ten niedawno przegrał z Marokiem 0-2 i jedynie zremisował 2-2 z Katarem. Grał dość podobnie do tego, co może zagrać Meksyk - z wyraźnym posiadaniem piłki. Przed mundialem 2018 roku Polska grała z Chile w Poznaniu, w innych okolicznościach, innej temperaturze i innym składzie, z Robertem Lewandowskim. Wtedy padł remis 2-2, a Polacy wypuścili szansę na efektowne zwycięstwo przy prowadzeniu 2-0. Teraz szło im znacznie gorzej. Po godzinie gry Czesław Michniewicz zdjął Arkadiusza Milika i Karola Świderskiego, a wpuścił Krzysztofa Piątka i Jakuba Kamińskiego. Szansę dostał też Kamil Grosicki, jeden z tych nielicznych kadrowiczów z rodzimej ligi. To on w 75. minucie miał dobrą okazję do strzelenia gola po odbiorze piłki w środku pola. Posłał ją wzdłuż bramki z ostrego kąta. Za zmęczonego bardzo Jana Bednarka wszedł Mateusz Wieteska, a były gracz Lecha Poznań, FC Southampton i obecnie Aston Villi zszedł, pozostawiając trenera w wielkiej rozterce. Brakuje mu bowiem rytmu gry, brakuje minut na boisku. Szansą dla Polaków okazał się stały fragment gry i przewaga w powietrzu. Najpierw sędzia pokazał, że mimo twierdzeń polskich piłkarzy, Chilijczyk Francisco Sierralta w parterze nie zagrał piłki ręką, a opuszczoną niemal do murawy głową. Zamiast rzutu karnego był rzut rożny, ale dobre i to. Jakub Kiwior jeszcze trafił w doświadczonego bramkarza Claudio Bravo, ale Krzysztof Piątek piłkę dobił.