Sebastian Staszewski, Interia: - Jak minął dzień po zwycięstwie reprezentacji Polski z Arabią Saudyjską? Cezary Kulesza: - Było bardzo przyjemnie. Znacznie przyjemniej niż w trakcie meczu. Nie będę ukrywał, że wtedy było sporo nerwów. Z radością czekałem do samego końca, bo w każdej chwili losy tego spotkania mogły się odmienić. 1:0 to był wynik, który niczego nam nie gwarantował. Uspokoiła mnie dopiero bramka Roberta Lewandowskiego, ale ostatnie minuty i tak były stresujące. Na szczęście dowieźliśmy wynik. To był pana najważniejszy mecz w trakcje prezesowskiej kadencji? - Mogę go wskazać obok barażowego meczu ze Szwecją. Wtedy też wygraliśmy 2:0. Gdyby nie tamto spotkanie w Chorzowie, w ogóle nie byłoby nas w Katarze. Obok tamtego spotkania jest więc mecz z Arabią, który dał nam szanse na awans z grupy. Jak ocenia pan grę reprezentacji w spotkaniu z Saudyjczykami? - Po ostatnim gwizdku poczułem ulgę, bo zdawałem sobie sprawę, jak ważny jest to mecz dla kadry, polskich kibiców i w ogóle - dla polskiej piłki. Ta ulga wynikała z tego, że wygraliśmy, a to na turniejach takich jak mistrzostwa świata jest najważniejsze. Za dwa tygodnie nikt nie będzie pamiętał jaki to był mecz, kto prowadził grę czy kto miał więcej sytuacji. Na końcu liczy się tylko wynik. Kogo bym dziś nie zapytał, to każdy zamiast pięknej gry i porażki wybierze brzydkie zwycięstwo. Chciałbym też podkreślić, że nie wolno go lekceważyć, bo widzimy jak wyrównany jest to turniej. Arabia pokonała już Argentynę, Japonia Niemcy, a Maroko Belgię. My natomiast wciąż nie przegraliśmy meczu. Nie da się jednak ukryć, że bez fantastycznego Wojciecha Szczęsnego w bramce byłoby ciężko. Podkreślał to na konferencji prasowej trener Arabii Hervé Renard. Powiedział: "Szczęsny wygrał wam mecz".- Wojtek zagrał bardzo dobrze, widzimy, że od początku turnieju jest w znakomitej formie. To, że jest świetnym bramkarzem, wiedzieliśmy od dawna. Ale da się zauważyć, że dojrzał, wydoroślał. I stał się liderem reprezentacji z krwi i kości. Takim od dawna jest Lewandowski, który w końcu strzelił swoją pierwszą bramkę na mundialu. - To był wzruszający moment. Widzieliśmy jaka była reakcja Roberta. Cieszył się z tego gola dużo bardziej niż ze stu poprzednich. Uważam, że waga tego trafienia jest olbrzymia. Po pierwsze: poprawiła naszą sytuację w grupie, gdzie na końcu może liczyć się matematyka i strzelone bramki. A po drugie: teraz "Lewy" zyska dodatkowy luz, większą pewność siebie. Po dwóch pierwszych meczach chciałby pan jeszcze kogoś wyróżnić? - Nie chcę rzucać nazwiskami, bo wyróżnić należy całą drużynę. To jest obecnie nasza największa siła. Ale może wspomnę Bartka Bereszyńskiego, który nie gra może bardzo efektownie, ale jest szalenie efektywny. Rozegrał świetne spotkanie z Meksykiem, z Arabią też należał do najlepszych. A przecież naprzeciwko niego byli piłkarze, którzy pokonali Argentynę. Widzieliśmy zresztą, że Arabowie potrafią grać w piłkę i w tamtym zwycięstwie nie było żadnego przypadku. Przed nami trzeci mecz grupowy, z Argentyną. Czuje pan już stres? - Stresik jest cały czas, ale wierzę w naszych chłopaków. Jaki to może być mecz? - Przede wszystkim nie myślmy o wyniku spotkania Meksyku z Arabią. Skupmy się tylko na sobie. Nie oglądajmy się na szczęście czy na rywali. Jeśli będziemy skoncentrowani, stać nas na remis. Niech to będzie kolejny zwycięski remis w historii polskiego futbolu, jak ten na Wembley.W Dosze rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia