Paweł Janas był selekcjonerem reprezentacji Polski od grudnia 2002 roku - zastąpił wtedy Zbigniew Bońka po jego nieudanej przygodzie z kadrą. Janasowi nie udało się awansować na Mistrzostwa Europy w Portugalii, ale wprowadził "Biało-Czerwonych" na mundial w Niemczech. I zaraz po nim stracił pracę, gdy Polacy już po dwóch spotkaniach fazy grupowej stracili szansę na awans. Andrzej Grupa, Interia.pl: Decyzje selekcjonerów o powołaniach wywołują wiele emocji. U pana tak było z Frankowskim. Paweł Janas: - Ale to była normalna decyzja. "Franek" zagrał przez pół roku 90 minut w lidze angielskiej, wchodził tam na końcówki. Umówiliśmy się na 90 minut w ostatnim sparingu, a on po dziesięciu zszedł z kontuzją. Psychicznie nie wytrzymał. Po mnie przyszedł Beenhakker, zagrał u niego dwa mecze i później nie grał już wcale. Zazdrości pan Michniewiczowi tej czwartkowej wykreślanki? - To trudna rzecz. Pamiętam, że my graliśmy ostatni mecz tu, we Wronkach, a następnego dnia jechałem już do Warszawy, by ogłosić kadrę. Miałem to zrobić w Polsacie, a prezes Listkiewicz prosił, bym nie mówił nikomu, że dopiero zdradzę te nazwiska na konferencji. Bo inaczej pieniądze stracą. I tak zrobiłem, a później pretensje do mnie, że do zawodników nie zadzwoniłem! No przecież jakbym zadzwonił, to by od razu wszyscy wiedzieli. Czyli udało się zachować tajemnicę? - Tak, bo ja sam kadrę wybierałem, nawet moi asystenci o tych decyzjach nie wiedzieli. Ale wstrząs był w kraju duży. Nawet ogromny. - Wiadomo, Frankowski i Dudek - to o nich chodziło. Tyle że jeden i drugi nie grał w klubie. Decyzji nie żałuję, u Beenhakkera też nie pograli. Czy się obroniła ta decyzja? E tam, to zależy od dziennikarzy, co piszą i jak piszą. Tu nie było innego wyjścia. Gdybyście zobaczyli, jak "Franek" wtedy wyglądał... No makabrycznie. Paweł Janas: Dziwny ten Katar zimą, jestem zwolennikiem letnich mundiali Mając to swoje doświadczenie, co by pan podpowiedział Czesławowi Michniewiczowi? - Czesiu musi wygrać pierwszy mecz, to jest najważniejsze. Jak się tego meczu nie wygra, to później są kłopoty. Jeśli popatrzymy na te nasze drużyny w historii, które pojechały na mistrzostwa i przegrywały inaugurację, to nie wychodziły z grupy. W pana przypadku ten mecz właśnie zadecydował? - No tak, drugi był z Niemcami, czyli z faworytem, który grał u siebie. A trzeci już o honor. Jak na spojrzy na tę obecną reprezentację, to Czesław Michniewicz ma lepszą drużynę niż pan miał? - Trudno powiedzieć, ale zwrócę uwagę na coś innego. Oni teraz mają bardzo krótką przerwę. Kończy się w weekend liga, w środę mecz towarzyski i już jadą na te mistrzostwa. Boję się, że ci co grali w pucharach, mają w nogach tyle meczów, że mogą być trochę mocniej obciążeni. Przecież jak kiedyś kadra zbierała się pod koniec maja, to też była zmęczona. Zawsze tak się mówiło. - Miała jednak trochę wolnego. Czyli pan miał lepiej, dostając trzy tygodnie na przygotowania, a nie grając mundialu z marszu? - Też trochę miałem jednak pod górkę, bo nasza liga skończyła sezon później, ale te zagraniczne już dwa albo trzy tygodnie wcześniej. Musiałem ich wziąć do Wisły, by się poruszali, coś robili. Bo skoro oni polecieli na wakacje, trzy tygodnie tam sobie siedzieli i leżeli, to było trudno. Teraz jest trochę inaczej, a dla mnie to dziwne, że tyle meczów w sezonie już rozegrali i znów będą to robić. I to tylko dlatego, że turniej jest robiony zimą. Myślę, że gdyby odbył się latem, to by zupełnie inaczej wyglądał. Pan jest zwolennikiem letnich mundiali? - Tak, zdecydowanie. W takim Katarze to nawet kłopoty z trenowaniem będą mieli, bo z tego co słyszałem, to na tych boiskach rozruchu nie będą mogli zrobić. "Też mieliśmy dobrych zawodników, a jeszcze Frankowski się wycofał" Współczuje pan Michniewiczowi, że musi podejść do tego turnieju z marszu, bez tradycyjnych przygotowań? - No jeszcze musi Czesiek patrzeć, by mu ktoś kontuzji nie złapał. Zmęczenie, urazy, to się wszystko nakłada. Bednarek nie gra, jest po kontuzji, Glik po kontuzji. Tak to jest teraz, a my jednak mieliśmy możliwość podleczyć piłkarzy. Krychowiak trenuje z Legią, ale meczu grać nie może. To jednak nie jest fajne. Można tak powiedzieć, że pana reprezentacja i ta obecna są porównywalnie mocne? Oczywiście, gdyby z tej dzisiejszej wyciągnąć Roberta Lewandowskiego. - My też mieliśmy dobrych! "Lewego", owszem, nie było jeszcze, a do tego Frankowski się wycofał. Poszedł do Anglii, nie grał wcale, no tak było! U nas wcześniej dużo strzelał, a my na tym boisku we Wronkach trenowaliśmy, zagraliśmy ostatni mecz przed mundialem. On miał wszystko nadrobić. Po 10 minutach zszedł z kontuzją, po badaniu się okazało, że jest zdrowy, psychicznie nie wytrzymał. A teraz "Lewy" jest, ale "Lewego" trzeba obsłużyć. Już widzimy, że w Barcelonie ma trochę inaczej, bo w Bayernie go obsługiwano, a on potrafił to wykorzystać. Jak w reprezentacji nie dostaje takich piłek, to schodzi do boku i jej szuka, a on musi być w polu karnym. Ekwador? Wszystko wiedzieliśmy, oni 16 takich bramek zdobyli Ekwador w 2006 roku był porównywalny do dzisiejszego Meksyku? Bo Argentyna jest jak Niemcy, a Arabia Saudyjska trochę jak Kostaryka. - Tyle że Meksyk w każdej kolejnej imprezie wychodzi z grupy, to będzie dla nas bardzo trudny mecz. A Ekwador... Pierwszą bramkę dostaliśmy dokładnie taką, jakich oni szesnaście w eliminacjach zdobyli. Wszystko piłkarze wiedzieli, co każdy z nich ma robić, a się zagapili i nie wykonali zadania. Pokazywaliśmy im to na wideo, ustaliliśmy, kto kogo kryje, gdzie się ustawia, a bramka i tak padła. Może ich zlekceważyliście, bo kilka miesięcy wcześniej było 3-0 w Barcelonie w meczu towarzyskim? - Tak, w deszczu. Zlekceważenia nie było, ale były inne tematy. Bo tuż przed meczem pan premier wszedł nam do szatni z ochroniarzami i nic nie mogłem do chłopaków powiedzieć. A już nas wołają na hymny! Żadnej rozmowy, żadnej dodatkowej atmosfery, żadnego wsparcia! Dziś Michniewiczowi nikt tak chyba nie przeszkodzi? - No Marcinkiewicz wtedy był premierem w tej szatni. Żegnał nas na lotnisku, jak lecieliśmy do Niemiec i to było w porządku. A potem tam on i iluś ochroniarzy wpadli jeszcze do tej szatni przed Ekwadorem, oglądali buty, getry, śmichy-chichy. A tu nas na hymny już wołają. Wyjdzie Polska z grupy? - Chciałbym, aby wyszła. Tyle już czasu nie możemy wyjść. Trzy mecze i Polski nie ma, to dziwne. Paweł Janas: Pierwszy mecz robi atmosferę na kolejne mecze Mecz z Meksykiem będzie kluczowy w walce o to drugie miejsce? - Pamiętam, jak byłem zawodnikiem i wychodziliśmy z grupy, to żeśmy pierwszy mecz zremisowali. Drugi zresztą też, wszyscy nas już położyli, a my trzeci wygraliśmy i awansowaliśmy.Ale znów 0-0 było do przerwy z Peru... - A później wysoko wygraliśmy. I okazało się, że ten pierwszy graliśmy z późniejszym mistrzem świata. On jest istotny, kluczowy, bo robi atmosferę na kolejne. Zwłaszcza teraz, po tylu nieudanych turniejach. Jak przegrywaliśmy na mundialach pierwsze spotkania, to od razu atmosfera siadała. Z Argentyną jesteśmy w stanie walczyć o punkty? - Z Niemcami w 2006 też walczyliśmy, było do samego prawie końca 0-0, a remis nic nam nie dawał. My byśmy mieli cztery punkty, Ekwador sześć, a Niemcy siedem. To ten pierwszy pojedynek z Meksykiem będzie kluczowy. Rozmawiał i notował we Wronkach Andrzej Grupa