Mundiale rządzą się swoimi prawami. Te kilka letnich - a w tegorocznym przypadku, jesienno-zimowych - tygodni to zamknięta bańka, w której dochodzi czasem do nieoczekiwanych sportowych cudów i przebłysków, których często mało kto się spodziewał. Kto w 1954 roku myślał o tym, że w zaledwie dziewięć lat po wojennej klęsce świeżo przywrócona na światowe salony reprezentacja Niemiec wygra w finale MŚ z potężnymi Węgrami? Kto w 1990 roku sądził, że królem strzelców zostanie Salvatore "Toto" Schillaci? Kto w 2014 roku śnił o tym, że Kostaryka wygra "grupę śmierci" i odprawi do domu Anglię i Włochy? Takich niezwykłych opowieści jest na pęczki - i nie zabrakło ich również na MŚ 2022. Oto subiektywne zestawienie "szczęśliwej 15", która w jakiś sposób okazała się w Katarze... po prostu wygrana. 1. Enner Valencia Nie wypada zacząć inaczej, jak od strzelca pierwszych dwóch goli na turnieju, czyli Ekwadorczyka Ennera Valencii. To interesujący przypadek gracza - napastnik odbił się bowiem od naprawdę mocnych rozgrywek, a konkretnie Premier League, bo trudno poczytywać sobie za sukces zaledwie 11 bramek zdobytych w trzy lata dla West Ham United i Evertonu. Potem wrócił do znanego mu już wcześniej Meksyku, gdzie nieco odbudował się w szeregach Tigres, by w końcu przenieść się do stambulskiego Fenerbahce. W Turcji wszedł na wysokie obroty, a do tego wszystkiego teraz, w wieku 33 lat, napisał kolejną piękną kartę dziejów ekwadorskiej kadry. Można żartobliwie rzec, że załatwił sobie pracę w roli eksperta w mundialowych studiach w rodzimej telewizji na naprawdę wiele lat. Valencia dopisał bowiem do swojego konta trzy bramki i w pierwszych dniach trwania MŚ wyrósł na jednego z kandydatów do korony króla strzelców. Prędkie odpadnięcie "La Tri" zniweczyło oczywiście cały plan, ale warto odnotować, że - gdyby nie trafienie Moisesa Caicedo z Senegalem - napastnik zaliczyłby drugi globalny czempionat (po tym z 2014 r.), na którym byłby jedynym zdobywcą bramek dla swojej reprezentacji. "Pan Mundial". Człowiek, który blisko schyłku kariery tylko pogłębił swoją legendę w ojczyźnie. 2. Andries Noppert W grupie A z Ekwadorem rywalizowała m.in. Holandia, dowodzona - już po raz trzeci w swej historii - przez Louisa van Gaala (2000-2002, 2012-2014, od 2021 r.). Gra "Oranje" może nie wbijała przesadnie w fotel, ale była z całą pewnością bardzo skuteczna i pozwoliła rozwinąć skrzydła chociażby Cody’emu Gakpo, który tak jak Valencia prędko umiejscowił się w czołówce tabeli strzeleckiej. Nie ulega wątpliwości, że równie dobrze to Gakpo mógłby zasłużyć na oddzielny podpunkt w tym zestawieniu, ale tak naprawdę jeszcze na długo przed startem turnieju wiadomo było, że zawodnik PSV Eindhoven to obecnie wschodząca gwiazda i że najwięksi i tak będą się o niego bić w najbliższych miesiącach. Tymczasem zupełnie niespodziewanie na piedestale zjawił się bramkarz Andries Noppert. 28-latek jeszcze w zeszłym roku bił się o utrzymanie w Eredivisie w szeregach Go Ahead Eagles, zresztą początkowo sporo czasu spędzał na ławce rezerwowych. Potem jednak najpierw zakotwiczył się na stałe w wyjściowej jedenastce "Orłów", a następnie przeszedł do SC Heerenveen. Tam dostrzegł go van Gaal, który zaskoczył wszystkich i desygnował Nopperta na mundialową "jedynkę", kosztem m.in. Remko Pasveera. Opłaciło się. Golkiper zdołał popisać się mnóstwem pięknych interwencji, dał swoim kolegom z drużyny swoistą pewność "za plecami" i zachował dwa cenne, czyste konta w fazie grupowej. Nawet fakt, że wpuścił cztery karne w serii przeciwko Argentynie nie zmienia tego, że Andries Noppert cierpliwie wyczekał na swój moment w karierze i w kilkanaście miesięcy odmienił swoje losy nie do poznania. O gracza już ponoć pyta Ajax Amsterdam... 3. Mohammed Kudus Skoro jesteśmy już przy "De Amsterdammers", to należy napomknąć o jednym z ich obecnych zawodników, czyli Mohammedzie Kudusie. 22-latek już wcześniej robił wokół siebie dużo (Pozytywnego!) piłkarskiego szumu, ale rywalizacja w Katarze tylko przypomniała kibicom, że mają do czynienia z prawdziwym "zdolniachą". Po fazie grupowej nie było chyba "topowej jedenastki", w której nie znalazłby się Ghańczyk. Na pewno wpływ na to miały arcyważne dwie bramki zdobyte przeciwko Korei Południowej, ale oprócz tych trafień Kudusa było po prostu wszędzie pełno - bez wątpienia okazał on się jednym z liderów "Czarnych Gwiazd". Choć drużyna Ghany ostatecznie nie zdołała dotrzeć do 1/8 finału mistrzostw, to ofensywny pomocnik tak czy inaczej może mówić o tym, że pokazał się od najlepszej strony i... Ajaksowi będzie niezwykle trudno zatrzymać go w zespole. Mimo wszystko holenderski klub przynajmniej powinien na nim sporo zarobić, a sam Kudus powinien spokojnie znaleźć zatrudnienie w jednej z najsilniejszych lig "Starego Kontynentu". 4. Marcus Rashford i Bukayo Saka Jeśli Ghańczyk trafi np. na Wyspy Brytyjskie, to być może stanie kiedyś w Premier League naprzeciw Marcusa Rashforda i Bukayo Saki. Trzeba powiedzieć jasno - ci zawodnicy mają już pewną ugruntowaną pozycję w światowej piłce nożnej, natomiast warto odnotować, że tegoroczny mundial stał się dla nich swoistą "arką odkupienia". O co dokładnie chodzi? Nieco ponad rok temu w finale Euro 2020 Rashford i Saka byli dwoma z trzech Anglików, którzy spudłowali swoje "jedenastki" przeciwko Włochom, w pewnym sensie oddając puchar wprost w ręce "Squadra Azzurra". Na tę dwójkę (oraz Jadona Sancho) spadła wówczas zatrważająca fala mocno przesadzonego hejtu, spleciona nawet z groźbami. Po tym przykrym obrazku nie zostało już na szczęście nic, a obaj gracze zostali na nowo docenieni po tym, jak zdobyli w Katarze po trzy bramki i pomogli wydatnie zajść "Trzem Lwom" aż do ćwierćfinału, gdzie jednak lepsza okazała się Francja. Choć więc "futbol nie wrócił do domu", to ta para zawodników zasłużyła bez wątpienia na wspólne wyróżnienie podręcznikowo wręcz pokazując, że żeby osiągać wytyczone cele trzeba mieć czasami niebywale twardą skórę... 5. Julian Alvarez Będąc przy "ustawionych" piłkarzach, warto przytoczyć przykład Juliana Alvareza, który jeszcze w styczniu 2022 związał się z Manchesterem City, po to, by ostatecznie zadebiutować już latem w barwach "Obywateli". W talent byłego członka ekipy River Plate nikt od dawna nie wątpił, ale MŚ tylko uwypukliły to, jak zjawiskowo potrafi on grać. Cztery gole zdobyte jeszcze przed wielkim finałem z Francją postawiły Alvareza - w zasadzie w jednym szeregu obok Leo Messiego - jako prawdziwego lidera "Albicelestes", na którego obrońcy drużyn przeciwnych muszą mieć nieustanne baczenie. To historia tym piękniejsza, że po sieci krąży zdjęcie sprzed wielu lat przedstawiające futbolistę "The Citizens" jako fana robiącego sobie po prostu zdjęcie z Messim. Czy to nie jest doskonała inspiracja dla kolejnych pokoleń Argentyńczyków? Nie jest jednak tak, że Alvarez jako jedyny spośród podopiecznych Lionela Scaloniego mógł znaleźć się w niniejszym rankingu - na światowym czempionacie swoje ugrali też chociażby Enzo Fernandez czy Emiliano Martinez, ale to chyba gwiazda 22-latka zajaśniała najbardziej. Oczywiście jeśli nie policzymy pewnego geniusza mieszkającego obecnie w Paryżu... 6. Marcus Thuram i Alejandro Balde Skoro już odbiliśmy w kierunku Francji, to warto pochylić się i nad przykładem przynajmniej jednego przedstawiciela "Les Bleus". Nie ma co w zasadzie rozwodzić nad większością kadry dowodzonej przez Didiera Deschampsa bo jest ona "nudna" o tyle, że mamy tu po prostu do czynienia z gwiazdami z najlepszych klubów na każdej możliwej pozycji. Warto jednak napomknąć o Marcusie Thuramie, potomku słynnego Liliana, który jak na razie związany jest z Borussią Moenchengladbach, ekipą niezłą, ale jednak nie topową. Jasne też przy tym stawało się ostatnio, że drużyna "Źrebaków" robi się powoli już zbyt ciasna dla Francuza, a mundial może tylko przyspieszyć jego transfer. Thuram tak naprawdę został powołany na bliskowschodnie zmagania rzutem na taśmę - przydał się jednak "Trójkolorowym" jeszcze przed finałem wchodząc z ławki w trzech meczach, w którym zaliczył jedną asystę (w starciu z... Polską). Czy istnieje lepsze "okno wystawowe" dla takiego zawodnika, niż mistrzostwa świata? Raczej nie. Nieco analogicznym przypadkiem jest Alejandro Balde (stąd też kolejne nagięcie koncepcji "szczęśliwej piętnastki" i następne podwójne wskazanie). Hiszpan miał w ogóle nie jechać do Kataru, ale w ostatniej chwili kontuzję złapał Jose Gaya i to otworzyło przed 19-latkiem drogę na turniej. Balde co prawda nie przymierza się do zmiany otoczenia, ale swoimi występami na MŚ na pewno utwierdził Xaviego Hernandeza w przekonaniu, że i w piłce klubowej należy na niego jak najmocniej stawiać. 7. Niclas Fuellkrug Niclas Fuellkrug być może nie został powołany na ostatni moment, ale mimo wszystko jest jednym z najbardziej niezwykłych wyborów selekcjonera reprezentacji Niemiec Hansiego Flicka. "Luecke", czyli "Luka", jak nazywany jest piłkarz (z powodu swojej... szpary w zębach) jeszcze nie tak dawno walczył na boiskach 2. Bundesligi w barwach Werderu Brema, a teraz (wciąż w barwach "Zielono-Białych") ściga się o koronę króla strzelców niemieckiej ekstraklasy. W "Die Mannschaft" debiutował tuż przed mundialem i od razu uratował naszych zachodnich sąsiadów przed kompletnym blamażem, dając im zwycięstwo w towarzyskiej potyczce z Omanem. Choć podopiecznym Flicka niespecjalnie potem poszło na turnieju, to akurat Fuellkrug wyszedł z tych zmagań z podniesionym czołem, dopisując do swojego konta dwie bramki i asystę. Na koniec zagadka: co łączy Fuellkruga z Grzegorzem Piechną? Obaj późno "odpalili" i obaj debiutowali w reprezentacji w wieku 29 lat. Słynnym "Kiełbasą" jednak nigdy nie zainteresował się Bayern Monachium, a "Luka", jeśli dalej będzie prezentował się tak dobrze, może niebawem znaleźć się w miejscu, w którym w poprzednim sezonie był Robert Lewandowski... 8. Ritsu Doan W przeciwieństwie do Fuellkruga Japończyk Ritsu Doan nie znajduje się w "czubie" klasyfikacji strzeleckiej Bundesligi. Przed MŚ 2022 zdołał zaliczyć dwa trafienia w tych rozgrywkach, czyli... dokładnie tyle samo, ile uzyskał w czasie mundialowych zmagań. Nie to jest tu jednak najważniejsze... Doan odnotował bowiem dwa "wejścia smoka" w niezwykle istotnych potyczkach przeciwko dwóm bardzo groźnym rywalom, Niemcom oraz Hiszpanom. W pierwszym przypadku wszedł w 71. Minucie, by w minucie 75. Wyrównać na 1-1 (skończyło się 2-1 dla "Samurajów"), w drugim przypadku zameldował się na murawie zaraz po przerwie i w 48. minucie również pomógł przy wyrównaniu (po ostatnim gwizdku... także na tablicy wyników było 2-1 dla Japonii). Tym samym gracz z "Kraju Kwitnącej Wiśni" zwrócił na siebie sporo uwagi i kto wie, czy nie pomoże mu to w wytransferowaniu się z SC Freiburg. Gorzej byłoby gdyby Niemcy w odwecie chcieliby zerwać z nim kontrakt, ale... to już nie te czasy i nie ta sama sytuacja, co z Koreańczykiem Ahn Jung-hwanem i Perugią po MŚ 2002. Na szczęście. 9. Wojciech Szczęsny Turniej w Korei Południowej i Japonii był swego czasu wielką klapą dla "Biało-Czerwonych" - w przeciwieństwie do tamtego mundialu tym razem polskim piłkarzom udało się jednak przedrzeć do 1/8 finału, choć styl tego wyczynu nie był przesadnie zachwycający. Należy też powiedzieć sobie jasno: ten sukces byłby absolutnie niemożliwy gdyby nie Wojciech Szczęsny, który poniósł całą drużynę na swoich barkach, prawdopodobnie zaliczając formę życia. Jego spokój, pewność interwencji i waleczność mogła tylko motywować naszych pozostałych kadrowiczów. Wisienką na torcie (czy, jak wolą niektórzy, truskawką), było wybronienie przez golkipera karnego, do którego podszedł Leo Messi. Ta interwencja zostanie zapamiętana na długie lata... Dlaczego "Szczena" znalazł się w tym spisie? Po prostu udowodnił on, że duża piłkarska impreza wcale nie musi kończyć się dla niego katastrofą. Po czerwonej kartce na Euro 2012, kontuzji w czasie Euro 2016, koszmarnym błędzie z meczu z Senegalem z MŚ 2018 i w końcu bramce samobójczej z Euro 2020 32-latek nareszcie może wrócić z turnieju z pełnym spokojem ducha. Jako bohater co się zowie. 10. Dominik Livaković Chorwacja może nie być w czołówce największych i najludniejszych państw świata, ale jeśli mowa o piłce nożnej, to mamy do czynienia z prawdziwym gigantem, co "Vatreni" udowodniają już drugi mundial z rzędu. Choć nie powtórzyli sukcesu z 2018 oku (uczestnictwa w wielkim finale), to oczywiście absolutnie nie mają się czego wstydzić. Wśród Chorwatów jest co najmniej kilka postaci zasługujących na wyróżnienie. Można by wskazać chociażby Lukę Modricia, bo nie ma chyba 37-latka, który wyglądałby wciąż tak dobrze w grze, jak on - to jest zawodnik nie do zdarcia. Można by też wskazać Joszko Gvardiola, "człowieka w masce", lidera defensywy, na którego zęby ostrzą sobie największe europejskie kluby. Cóż to by była jednak za zabawa? Zdecydowanie ciekawiej jest pochylić się nad przypadkiem Dominika Livakovicia, w zasadzie dojrzałego, bo 27-letniego bramkarza, który jak dotychczas nie wyściubił nosa spoza rodzimej ligi, a który w Katarze zmienił się w prawdziwą ostoję drużyny umieszczoną między słupkami - i nie zmienią tego nawet trzy gole stracone w potyczce z Argentyną. Być może właśnie teraz, nieco później niż wielu jego kolegów z kadry, znajdzie zatrudnienie w mocniejszej lidze? Lepszego momentu nie będzie! 11. Goncalo Ramos Szczyt zainteresowania swoją osobą przechodzi prawdopodobnie również zdecydowanie młodszy, bo 21-letni, Goncalo Ramos. Napastnik już od miesięcy cieszy się wyśmienitą formą - dość powiedzieć, że przed mundialową przerwą był liderem wśród strzelców portugalskiej ekstraklasy z dokładnie dziewięcioma trafieniami na koncie. Na czas globalnego czempionatu również się nie zatrzymał - w starciu ze Szwajcarią zdobył hat-tricka i dodatkowo zaliczył asystę, ale o dziwo nie to wzbudziło największe poruszenie. Ramos bowiem znalazł się w pierwszym składzie kosztem Cristiano Ronaldo i udowodnił, że "Nawigatorzy" są w stanie obywać się bez "CR7". Fernando Santos na pewno nie żałował swojej decyzji, nawet kosztem możliwych "kwasów" w szatni. 21-latek to wychowanek lizbońskiej Benfiki, ale z dnia na dzień wydaje się on być bliżej przenosin do jeszcze bogatszego klubu i jeszcze bardziej prestiżowej ligi. Hiszpania? Anglia? Włochy? Wszystkie najważniejsze rozgrywki stoją teraz otworem przed Goncalo Ramosem... 12. Harry Souttar i reszta "Socceroos" Punkt dwunasty jest w pewien sposób punktem przełomowym, bo z jednej strony będzie wyróżnieniem dla konkretnego futbolisty, z drugiej strony stanie się również ukłonem w kierunku całej drużyny (a w tym duchu zostaniemy już do końca). Chodzi o Harry’ego Souttara i reprezentację Australii. Souttar, 24-latek o szkockich korzeniach, być może niebawem zostanie wyciągnięty z Championship do Premier League dzięki temu, że na Bliskim Wschodzie objawił się jako fundament defensywy "Socceroos" - obrońca zjawiał się niemal w każdym zestawieniu "top 11" fazy grupowej i trudno się temu dziwić, bo wielokrotnie pokazał dużo waleczności. To m.in. dzięki jego postawie Australijczycy przełamali klątwę fazy grupowej i pierwszy raz od 2006 roku znaleźli się w 1/8 finału mistrzostw świata, gdzie polegli z późniejszymi finalistami, Argentyną. Jeśli mowa o stylu, to bywało z nim różnie, ale zawodnicy z kraju kangurów z całą pewnością wypracowali sobie własną koncepcję gry i trzymali się jej do końca. A to pozwoliło ich kibicom przeżyć nieco niezapomnianych chwil. 13. Kanada Będąc już w anglosaskim kręgu można od razu napomknąć o Kanadzie. Zaraz, zaraz - czy kraj ten w ogóle zasłużył na jakiekolwiek wyróżnienie, skoro mówimy o wygranych MŚ, gdy tymczasem "The Canucks" pożegnali się już z całą zabawą po fazie grupowej? Można by rzucić tu banałem, że "wygrali serca kibiców", bowiem naprawdę wielu sympatyków futbolu komplementowało Kanadyjczyków za styl gry i podejście do kolejnych rywali bez żadnych kompleksów. No i koniec końców nawet bez awansu mundial nie skończył się dla piłkarzy z "Kraju Klonowego Liścia" taką klapą, jak w 1986 roku (wówczas nie zdobyli nawet bramki). Co jednak istotniejsze, podopieczni Johna Herdmana pokazali, że drzemie w nich naprawdę spory potencjał, który może zostać uwolniony za cztery lata. A wówczas Kanada będzie jednym ze współgospodarzy mistrzostw... "Orki" może nie nacieszyły się długo Katarem, ale chociaż dały swym rodakom powód, by ci nie zapomnieli do 2026 roku o takiej dyscyplinie, jak piłka nożna, tylko czekali na kolejną światową imprezę. 14. Maroko Ten przykład jest już bardzo oczywisty - "Lwy Atlasu" to bez wątpienia ekipa, która okazała się prawdziwym "czarnym koniem" tego mundialu. Kto mógł bowiem przypuszczać, że to właśnie Marokańczycy zostaną jednym z czterech półfinalistów bliskowschodnich zmagań? Chyba tylko Samuel Eto’o oraz pewien chorwacki trener. Tymczasem zawodnicy kierowani przez trenera Walida Regraguiego rozprawili się m.in. z Belgią, Hiszpanią i Portugalią, by zostać powstrzymanymi dopiero przez piekielnie mocnych Francuzów. Trzeba przy tym uczciwie przyznać, że trudno wskazać jednego Marokańczyka, który sporo ugrał na MŚ. En-Nesyri? Boufal? Bounou? Amrabat, któremu gratulował sam prezydent Francji? Azzedine Ounahi, o którego zaczynają się bić najwięksi? A Może Romain Saiss, który próbował heroicznie mierzyć się z "Les Bleus" nawet mimo kontuzji? To zbyt trudne - doceńmy więc kolektyw! 15. Iran Na sam koniec została kolejna drużyna, która nie zdołała dojść nawet do 1/8 finału - czyli Iran, który jednak momentami walczył naprawdę dzielnie, a którego dwa gole w 8. i 11. minucie doliczonego czasu drugiej połowy w starciu z Walią już na zawsze zapiszą się w annałach. W przypadku Irańczyków znacznie ważniejsze jest jednak co innego - można się skrzywić, że "moralny triumf" to żaden triumf, ale fakt, że piłkarze nie odśpiewali hymnu przed potyczką z Anglią w geście solidarności z rodakami, którzy są więzieni i mordowani we własnej ojczyźnie z powodu występowania przeciw władzy, naprawdę należy docenić. Zwłaszcza, że potem futboliści i ich rodziny otrzymywali liczne groźby... To wszystko było tylko kropką nad "i" mocno umoczonego w polityce i od początku kontrowersyjnego (samemu w sobie - już w oderwaniu od sytuacji Irańczyków oczywiście) mundialu w Katarze. Turnieju, który miał masę zgrzytów - ale który przynajmniej przyniósł nieco pięknych piłkarskich historii...