Mistrzostwa świata to turniej, na którym zazwyczaj gra więcej egzotycznych zespołów niż w mistrzostwach Europy, jednocześnie jednak rzadko znajdziemy w finałach mundiali ekipy spoza światowego topu. Wiele z nich bywało rewelacjami i "czarnymi koniami" mistrzostw, chociażby dwukrotnie Polska w 1974 i 1982 roku, ale esktrawagancja kończyła się na półfinale. W dawnych finałach mundiali znajdziemy zespoły z krajów spoza czołówki jak np. Węgry w 1938 i 1954 roku czy Czechosłowację w 1934 i 1962 roku, jednakże trudno byłoby powiedzieć, że w chwili gdy znalazły się w meczu o złoto, do takowej czołówki się nie zaliczały. Węgrzy w latach trzydziestych byli czołowymi drużynami świata, a węgierski zespół w 1954 roku uważano wręcz za głównego faworyta mundialu i jego finałowa porażka z Niemcami była sporym zaskoczeniem. Obecność Czechosłowacji w dwóch meczach finałowych także można wyjaśnić tym, że w tym czasie nasi południowi sąsiedzi byli naprawdę liczącą się drużyną światową. Chorwacja wyłamała się ze schematu. Znów to zrobi? Od ostatniego przypadku tego rodzaju minęło jednak przeszło pół wieku i dopiero Chorwacja w 2018 roku na rosyjskim mundialu przełamała zasadę, że mundialowy futbol toleruje wspaniałe występy niedocenianych ekip, jednakże jedynie do półfinału. Do finału ich już nie wpuszcza. Tak było przecież nie tylko z Polakami, ale również z zespołem belgijskim w 1986 roku (nie mówiąc o 2018), Szwedami i Bułgarami w 1994 roku, Turkami i pchaną na siłę aż do tego etapu Koreą Południową w 2002 roku czy wreszcie samymi Chorwatami w 1998 roku. Zawsze półfinał okazywał się kresem wspaniałej przygody tych ekip. Aż Chorwacja cztery lata temu pokazała, że wszystko jest możliwe, także awans do meczu finałowego. A jest to wydarzenie bez precedensu, bowiem zmieniające układ sił na świecie. Strefa zakazana jaką był finał o mistrzostwo świata okazała się dostępna dla niedużej reprezentacji. Półfinał nie musiał być już ich meczem najsłabszym i stanowiącym tamę dla dalszych sukcesów. Chorwacja raz jeszcze może dokonać tego, co już się jej udało, a byłoby to wydarzenie szczególne. Nawiązałaby do dawnych sukcesów Węgier i Czechosłowacji, jedynych finalistów z tej części Europy, ale jako pierwsza z grona tych "maluczkich" w finale byłaby dwukrotnie z rzędu. A taka sztuka udawała się dotąd jedynie Brazylii, Argentynie, Włochom, Holendrom i Niemcom - nawet nie Francji, przy czym Holandia nigdy takiego finału nie wygrała. Pretendent może być mistrzem świata To kolejny przełomowy moment - zdobycie mistrzostwa świata przez drużynę z cienia. Na mistrzostwach Europy zdarzały się podobne niespodzianki, mistrzami kontynentu zostawały zespoły Danii czy Grecji, ale mundialu żadna z takich ekip nie wygrała. Mamy dotąd jedynie ośmiu mistrzów świata - Brazylię, Argentynę i Urugwaj z Ameryki Południowej, a także Włochów, Niemców, Anglików, Francuzów i Hiszpanów z Europy. A pamiętać trzeba, że w tym roku przed szansą awansu do niedostępnego przez lata finału i dalej sięgnięcia po tytuł stoją aż dwa zespoły z drugiego planu - Chorwacja i Maroko. O ile Chorwaci to jednak wicemistrz świata z 2018 roku, to Maroko jest absolutnym pretendentem i jego awans do meczu finałowego, nie mówiąc o zdobyciu trofeum, byłby największą sensacją w dziejach piłki nożnej - być może większą od triumfu Urugwaju w 1950 roku, Grecji z 2004 roku na Euro czy porażki Węgier w 1954 roku.