Rzecz nie dotyczy jedynie Maroka, które jako pierwsza drużyna afrykańska, ale w gruncie rzeczy europejska, dotarła aż tak daleko. W gruncie rzeczy jednak Maroko jest zespołem, który pokazał pewien trend w futbolu - oto bowiem Europa od wielu lat wysysała piłkarzy zwłaszcza z Afryki. Po piłkarskim świecie krążyły opowieści o tym, jak grupy agentów krążą po afrykańskich wioskach i miasteczkach, by podpisywać kontrakty z coraz młodszymi zawodnikami. Gracze z Afryki zasilały nie tylko europejskie kluby, ale i reprezentacje. Francja, Belgia, Holandia, Niemcy, także Hiszpania i inne korzystały na zawodnikach, którzy mieli wybór - grać dla jednej ojczyzny albo drugiej. Teraz się to zmieniło. Teraz Europa już nie tylko bierze, ale i oddaje. Afryka zaczyna korzystać na tym, że tak wielu ludzi (nie tylko piłkarzy) wysłała na kontynent europejski. Synowie imigrantów, dzieci zawodników sprowadzonych do europejskich klubów dzisiaj tworzą nowe pokolenia zawodników o mieszanych korzeniach i złożonym pochodzeniu. Reprezentacje takie jak Maroko i inne kraje afrykańskie, ale również europejskie zespoły zaczynają być kwestią wyboru, z których każdy jest uzasadniony. Nie jest bowiem kwestią kupczenia jak w wypadku Kataru, ale realnym wyborem państwa, które jest bliższe sercu. CZYTAJ TAKŻE: FIFA udaremniła plany Kataru. Zrealizował je tylko w części W gruncie rzeczy sprowadza się to trochę do pytania: kogo bardziej kochasz - mamusię czy tatusia? Maroko zdołało przekonać wielu graczy urodzonych w Europie, ale o marokańskich korzeniach, by grali dla niego. Wkrótce jego śladem z pewnością zechcą pójść inny. Algieria, Mali, Wybrzeże Kości Słoniowej, Senegal, Kamerun, ale także mniej znane dotąd ekipy mogą w ten sposób zmienić układ sił na świecie. Azja idzie w górę. Do czego dojdzie? Przyzwyczailiśmy się, że karty w światowym futbolu rozdają Europa i Ameryka Południowa, ale poza Afryką w tym roku do głosu doszła też Azja. Japonia i Korea Południowa były jednymi z rewelacji tych mistrzostw. Nie przeszły fazy 1/8 finału, ale to jeden z tych światowych kierunków, w których możemy zauważyć rozwój futbolu. Arabia Saudyjska i Iran także pokazały się ze znakomitej strony, za to kompletnie zawiódł sztucznie tworzony Katar. Pamiętajmy, że do grona azjatyckich ekip Dalekiego Wschodu doszła jeszcze Australia, która występuje w tej strefie. Odkąd przeniosła się tu po rozbiciu aż 31-0 Samoa Amerykańskiego w strefie Oceanii, uznając że to dalej nie ma sensu, Australia wyraźnie podniosła poziom swego futbolu. Wciąż zaskakuje brak w gronie uczestników mistrzostw Chin, które zagrały na nich tylko raz - w 2002 roku, bez sukcesu. To zresztą największy problem azjatyckiej piłki - brak realnej konkurencji. Nie licząc debiutującego jako gospodarz Kataru, na kolejnych trzech mundialach mieliśmy dokładnie ten sam skład reprezentantów Azji. A za cztery lata grupa azjatyckich uczestników zostanie powiększona do ośmiu miejsc. Do gry wkracza Ameryka Północna Trzeci kierunek to Ameryka Północna, z której wywodzić się będzie trzech gospodarzy kolejnego mundialu w 2026 roku - USA, Kanada i Meksyk. Przez wiele lat w strefie CONCACAF dominował Meksyk, ale Stany Zjednoczone od wielu już lat inwestują w futbol, dla którego przełomem był mundial 1994. Za cztery lata będzie przełom kolejny. Teraz do grona krajów, które specjalnie nie zajmowały się piłką nożną, ale zmieniły zdanie doszła Kanada. Jeszcze nie tak dawna przegrywała w strefie CONCACAF po 1-8, teraz jest jedną z najpoważniejszych sił w tej części świata. Problem CONCACAF jest jednak podobny jak w Azji - nie ma tu zbyt wysokiego poziomu, co widać po drużynie Meksyku. Odkąd ograniczyła uczestnictwo w imprezach z udziałem ekip południowoamerykańskich, poziom meksykańskiej piłki spadł. Kto wie, czy nie zrobiłoby dobrze tej strefie połączenie z Ameryką Południową, co jest pewnego rodzaju mrzonką. Wszak poszerzenie mistrzostw świata jest właśnie po to, by więcej ekip z takiego CONCACAF mogło wejść do finałów. Nawet jeśli na to nie zasługują.