"Finał wszech czasów!" - wołają kibice. "Najlepszy mecz za naszego życia" - dodają. Nie wszyscy pamiętają finał mundialu Mexico'86, który dotąd - przynajmniej za mojego życia - był najlepszym starciem o złoto. Nie wiem, jak wyglądały wielkie finały w 1930 roku (Urugwaj pokonał Argentynę 4-2), w 1954 (sensacyjna porażka Węgier z Niemcami 2-3) czy pamiętny finał 1966 roku (wygrana Anglii nad Niemcami po dogrywce), mieliśmy tez jednostronne popisy Brazylii w 1970 roku, Włoch w 1982 roku czy Francji w 1998 i 2018 roku. Ten finał mistrzostw w Katarze ma jednak znaczenie szczególne. Nie tylko jego poziom i dramaturgia są tu istotne, nie tylko fakt, że Argentyna dwa razy wychodziła na prowadzenie i Francja dwa razy wyrównywała, aby ostatecznie przegrać rzuty karne. Także dlatego, że los ułożył scenariusz jakby według pewnego plany, by pozwolić Lionelowi Messiemu sięgnąć Diego Maradony i wedrzeć się wreszcie co serc rodaków. CZYTAJ TAKŻE: To była ostatnia szansa Messiego na to, by Argentyna go pokochała Mundial 2022 z finałem, jakiego dotąd nie było Mieliśmy oto finał, który wyglądał bliźniaczo do tego w 1986 roku. Wówczas Diego Maradona gola w nim nie strzelił, ale był absolutnie kluczową postacią. Ściągał na siebie uwagę rywali, otwierał drogę do bramki kolegom z zespołu. A już dobitnie pokazał to ostatni gol w tamtym spotkaniu. Argentyna prowadziła 2-0, Niemcy wyrównali i wówczas to podanie Maradony do Jorge Burruchagi zadecydowało o zwycięstwie zespołu z Ameryki Południowej. I teraz los ułożył to podobnie. Argentyna prowadziła z Francją 2-0, ale obrońcy tytułu wyrównali jak wtedy Niemcy. I wówczas oczy świata zwróciły się na Leo Messiego - czy zdoła on jak Diego Maradona przed 36 laty poprowadzić Argentynę do odbudowania utraconej pozycji. Zdołał. Dzięki niemu Argentyna znowu jest mistrzem świata, a Leo Messi nie sięgnął Diego Maradony ot tak, po prostu. On zrobił to w tak szczególnych i w sumie podobnych okolicznościach, jakby szedł po jego śladach. Jakby rzeczywiście był jego następcą i kierował nim jego duch. Diego Maradona nie żyje, ale wiecznie żywa jest w Argentynie jego legenda. Zmierzyć się z takim kultem jest niezwykle trudno nawet takiemu geniuszowi jak Messi. Nie wiemy, jak teraz zareaguje na niego ojczyzna, ale jest spora szansa, że skończy się wreszcie koszmarne niedocenianie tego piłkarza w jego własnym kraju, gdzie najtrudniej być prorokiem. CZYTAJ TAKŻE: Tak Argentyna przeżywała ten horror. Co za emocje!