Mundial. Gol Richarlisona jako dzieło sztuki - wideo Najpierw oddajmy głos do studia, to znaczy do Kataru. "Popatrzmy" - jak mawia redaktor Dariusz Szpakowski podczas powtórek akcji. "Posłuchajmy" - jak ma w zwyczaju zapowiadać hymny. Richarlison i Dariusz Szpakowski. Parafrazując jedno z powiedzonek Dariusza Szpakowskiego (- Polska jeszcze nigdy nie wygrała z Niemcami. Ale "nigdy" nie znaczy "zawsze"), można powiedzieć, że nigdy niespotykane wcześniej pochwały pod adresem komentatora po meczu Brazylii nie muszą wcale oznaczać, że będą wygłaszane też po kolejnych spotkaniach tego mundialu. Dlatego tym chętniej wyłowię kilka z nich z bagna wiecznej szydery, nazywanego dla niepoznaki social mediami. Dariusz Szpakowski to dla mnie legendarny komentator. Kropka. Sam też na komentarzu Dariusza Szpakowskiego oczywiście się wychowałem. "Nie kto inny jak on" komentował pierwszy, świadomie obejrzany przeze mnie w tv mecz reprezentacji Polski (porażka 1-2 z Izraelem jesienią 1994 roku). To wtedy redaktor zrezygnowany poziomem naszego piłkarstwa żegnał się z widzami kadry na jakiś czas. Na szczęście, szybko wrócił, by potem zrobić "aha-haha, to jest ta kontra o której marzyliśmy" po golu Andrzeja Juskowiaka na Parc de Princes, tamże stawiać z Andrzejem Woźniakiem "ścianę swoich pragnień i marzeń", czy "pukać do sąsiadów, jeśli tacy nie zasiedli przed telewizorami" po golu Marka Citki na Wembley. Za jeden ze szczytowych momentów w karierze Dariusza Szpakowskiego uważam fenomenalny turniej - i pod względem poziomu piłkarskiego, i komentarza wyżej wymienionego - Euro 2000 (z finałowym "Ależ mieli tę końcówkę Francuzi. A Włosi płaczą!"). I chyba nie jestem w tym zdaniu odosobniony, bo przypominam sobie m.in. publiczne peany na ten temat ze strony równie cenionych przeze mnie fachowców od sportowego komentarza z Eleven Sports. Tym boleśniejsze - i dla komentatora, i dla mnie jako widza-kibica - musiało być odsunięcie Dariusza Szpakowskiego po mundialu 2002. Mimo niemal dwuletniej przerwy, nie stracił żadnego wielkiego turnieju, na Euro 2004 wskoczył z powrotem do kabiny komentatorskiej. Później był kolejny komentatorski Everest w moim prywatnym rankingu ("Smolarek! Dwa-dwa-dwa zero!"), akurat podczas najwybitniejszego meczu reprezentacji Polski za mojego życia, a więc triumfu nad Portugalią, w 2006 roku. Tych kolejnych piętnaście lat, zwieńczonych przykrą utratą finału Euro przed rokiem, tak udanych (czy może inaczej - tak legendarnych) już nie było. To był okres, o którym można powiedzieć, znów parafrazując: "lapsus pokazuje - jestem". A że w Polsce może i kiedyś zabraknie prądu, ale na pewno nie zabraknie ekspertów od wytykania błędów, to spirala niechęci w social mediach się nakręcała. Przy czym Dariusz Szpakowski ekspertem od taktyki, opinionistą, influencerem, czy innym mejwenem nigdy raczej nie był ani być nie zamierzał. To wybitny głos, po którego okrzyku "GOOOL!" można poczuć jedyne w swoim rodzaju ciarki. Ten ostatni mundial Dariusza Szpakowskiego A na pytanie "gdzie jest ten Szpakowski?", odpowiadam: "wciąż na mundialu". Ale "co się odwlecze, to nie uciecze", dlatego radzę każdemu fanowi komentarza Dariusza Szpakowskiego w czasie jego meczów w Katarze odłożyć na bok telefon i nie angażować się w przesadne dyskusje z towarzystwem przed telewizorem - po prostu słuchajmy legendarnego Dariusza Szpakowskiego podczas jego ostatniego mundialu.