Piłkarski mundial wpadł do katarskiego koszyczka jako pierwszy - organizację turnieju ten mały arabski kraj dostał w grudniu 2010 roku. Od tego momentu zaczęła się fala zwycięstw Katarczyków w rywalizacji o światowe zmagania. Już półtora miesiąca później dostali organizację mistrzostw świata w piłce ręcznej (w 2015 roku), wygrywając "licytację" na argumenty z Norwegią, Francją i Polską. CZYTAJ TAKŻE: Półtora miliarda dolarów na korupcję. Rozmach Kataru zwala z nóg W 2012 roku Katar otrzymał kolarskie mistrzostwa świata, znów w pokonanym polu zostawiając Norwegię. One zresztą też zostały przesunięte z września, gdy się tradycyjnie odbywają, na październik 2016 roku - co niewiele zresztą zmieniło. No i w 2014 roku Doha pokonała Barcelonę i Eugene w walce o prestiżowe mistrzostwa świata w lekkiej atletyce. Te odbyły się w 2019 roku. To przykłady wielkich imprez z ostatnich lat, a przecież równie dobrze można dodać debiut Formuły 1. Dlaczego sportowy świat nie protestował? Było tyle okazji... Wcześniej Katar zbyt aktywny na sportowej arenie nie był. Cykliczna runda Motocyklowego Grand Prix już od 2004 roku czy kolarski Tour of Qatar od 2002 roku to wyjątki potwierdzające regułę. Sytuacja zmieniła się w poprzedniej dekadzie, a największą patologią były zmagania szczypiornistów i kolarzy. Zresztą - z dwóch różnych powodów. Głosy krytyki? Owszem, pojawiały się, ale z rzadka. Popularność tych dyscyplin jest jednak mniejsza, mniej więc mówiło się o inwestycjach czy wykorzystywaniu taniej siły roboczej. Z całą mocą objawiły się dopiero przed piłkarskim mundialem. Na dodatek wzmogły je coraz poważniejsze dowody związane z potencjalną korupcją. Katar lepszy od Grenlandii. A w 2015 roku - prawie od wszystkich Mistrzostwa świata w piłce ręcznej w 2015 roku też miały drugie dno. Do zmagań przystąpiła reprezentacja Kataru, która do tej pory nic w piłce ręcznej nie osiągnęła. Dwa lata wcześniej zajęła 20. miejsce wśród 24 drużyn, nie nawiązując większej walki z zespołami z Europy. Ledwie raz w historii Katar do tego momentu awansował do drugiej rundy - i tylko dlatego, że w 2003 roku miał w grupie... Australię i Grenlandię. Tymczasem w "swoich" mistrzostwach świata Katar zaskoczył cały świat. Po pierwsze - składem. Katarczycy bowiem "przetransferowali" zawodników z innych państw, na co światowa federacja IHF - rządzona od 2000 roku przez Egipcjanina Hassana Moustafę - się zgodziła. Reprezentanci musieli odbyć trzyletnią karencję, więc zaczęli ją... zaraz po przyznaniu Katarowi organizacji turnieju. I tak katarskimi kadrowiczami zostali m.in. genialny bośniacki bramkarz Barcelony Danijel Šarić, świetny kubański rozgrywający Rafael Capote, Czarnogórcy Žarko Marković i Goran Stojanović, Hiszpan Borja Vidal czy Francuz Bertrand Roine. Ten ostatni jeszcze w 2011 roku był drugim zmiennikiem Nikoli Karabaticia (po Jérômie Fernandezie) na mundialu w Szwecji, gdy "Trójkolorowi" sięgali po tytuł. Cztery lata później przed początkiem finału słuchał już nie tylko francuskiego hymnu, ale i "swojego nowego". Propozycję występów dla Kataru dostał nawet... Marcin Lijewski, który wcześniej rozważał zakończenie kariery reprezentacyjnej w Polsce. - Potwierdzam, że zwrócono się do mnie z taką ofertą, jednak nie było to nic poważnego i nie padły konkrety - mówił później "Przeglądowi Sportowemu". Z pomocą sędziów Katar walczył o mistrzostwo świata. Przegrał z Francją Tak zbudowany zespół sensacyjnie przedzierał się przez kolejnych rywali. W grupie z pięciu spotkań wygrał cztery, minimalnie lepsza okazała się tylko Hiszpania. W fazie pucharowej Katarczycy pokonali Austrię, później Niemców, a w półfinale - Polaków. Wszystkie te zespoły miały ogromne pretensje do sędziów, a mecze prowadziły duety z Chorwacji, Macedonii i Serbii. Nie licząc finału, w każdym spotkaniu rywale Kataru częściej lądowali na ławce kar. I tak sklecony zespół walczył o złoto - został pokonany dopiero przez znakomitych Francuzów. Był to pierwszy i... ostatni jak dotąd sukces Katarczyków w tej dyscyplinie. Choć i tak znacznie się poprawili, bo jeszcze w 2021 roku, dzięki kubańskiemu wsparciu, zdołali w Egipcie przedostać się do ćwierćfinału. Na igrzyska do Tokio jednak nie polecieli - w Azji sensacyjnie przegrali rywalizację z Bahrajnem. Kolarze walczyli ze swoimi organizmami. Nikt tego nie oglądał O ile jednak mecze piłki ręcznej odbywają się w klimatyzowanych halach, więc upał nie przeszkadzał tak bardzo zawodnikom, to już w przypadku zmagań kolarzy i lekkoatletów stało się inaczej. Doha zorganizowała rywalizację tych pierwszych w październiku, choć zwykle mistrzostwa świata odbywają się we wrześniu. Padła nawet propozycja, by zmagania przeprowadzić w grudniu, ale na to nie zgodzili się zawodnicy: oni, w przeciwieństwie do piłkarzy, sezon kończą w październiku, później mają trochę wolnego, a już w grudniu startują z kolejnymi przygotowaniami. Jeśli więc w krajach Bliskiego Wschodu odbywają się wyścigi, to przeważnie w lutym - także te z kalendarza World Tour. W mistrzostwach świata dochodziło więc do patologicznych sytuacji, gdy kolarzom zasychało w gardle po kilku kilometrach jazdy w potwornym upale. Lekkoatletyka później niż zwykle. A maraton - o północy! Minimalnie lepiej z frekwencją było podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata, które Doha gościła w 2019 roku. Ale tylko minimalnie, bo na trybunach bywały potworne pustki - na trzeci dzień rywalizacji oficjalnie rozeszło się nieco ponad 7 tys. biletów. Znów był potężny upał, a przecież i tak mistrzostw nie zorganizowano zwyczajowo w wakacje, a na przełomie września i października. Lekkoatleci musieli więc sztucznie wydłużać sezon, szukać późną jesienią optymalnej formy, choć w głowach mieli już planowane na lato 2020 roku igrzyska w Tokio. O ile na klimatyzowanym stadionie sportowcy zwykle dawali jeszcze radę, to chodziarze i maratończycy mdleli na trasie - mimo że rywalizowali w środku nocy. Głośna była historia z biegu kwalifikacyjnego na 5000 m, gdy Braima Suncar Dabo z Gwinei Bissau pomagał reprezentującemu Arubę Jonathanowi Busby'emu dotrzeć do mety, choć ten nie był w stanie utrzymać się na nogach. Takich rzeczy być po prostu nie powinno. A przecież Katar organizował też mistrzostwa świata w gimnastyce w 2018 roku, ugości też w 2024 roku najlepszych pływaków. Wszystko przy wielkim finansowym wsparciu i zapewne znów nikłym zainteresowaniu tamtejszych mieszkańców. Ktoś będzie jeszcze wtedy protestował?