Napięcie sięgnęło zenitu przed ostatnim meczem grupy B piłkarskich mistrzostw świata. Iran gra z USA, a stawką było coś znacznie więcej niż awans do fazy pucharowej. Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że Stany Zjednoczone wygrały 1-0 i zapewniły sobie awans do fazy pucharowej mundialu. Już konferencja prasowa przed spotkaniem Iranu i USA kazała sądzić, że wydarzenia z boiska znajdą się w ceiniu polityki. Dziennikarze irańscy kazali trenerowi i kapitanowi Amerykanów wcielić się w rolę ambasadorów swego kraju i zamiast o piłkę nożną pytali o ruch "Black Lives Matter", prawo do aborcji i podatki w USA. Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych ze stoickim spokojem znosili te prowokacje, wychodząc ze słusznego założenia, że swoją wyższość sportową trzeba pokazać na boisku. Swoje kilka groszy przed meczem musiała wtrącić Rosja, która z powodu bestialskiej agresji na Ukrainę została wykluczona z międzynarodowych rozgrywek piłkarskich. Na ulicach stołecznej Moskwy, billboardy wyświetlały w języku angielskim następujące hasła: "Iran jest zawsze wielki, Ameryka jest zawsze mała. Jesteśmy z wami!". W wojnie w Ukrainie Iran wspiera Rosję dostawami broni. Sam Iran jest targany wewnętrznymi niepokojami, o których inspirację oskarża Stany Zjednoczone - "wielkiego szatana". Całe szczęście, że mecz USA z Iranem ograniczy się do emocji sportowych. Na boisku wygrali Amerykanie 1-0 i awansowali do fazy pucharowej mundialu. Maciej Słomiński, INTERIA