Sebastian Staszewski, Interia: - Stresuje się pan mistrzostwami świata w Katarze? To pana mundialowy debiut w roli prezesa PZPN. Cezary Kulesza: - Jeszcze nie, chociaż wiem, że im bliżej będzie meczu, tym będzie bardziej nerwowo. Jestem kibicem jak wszyscy Polacy, i tak przeżywam każdy mecz, a dodatkowo spoczywa na mnie odpowiedzialność prezesa... Z drugiej strony choćbym chciał, to nie wyjdę na murawę i nie pomogę chłopakom. My, jako PZPN, zrobiliśmy, co mogliśmy, aby kadra miała jak najlepsze warunki. Teraz wszystko w rękach Czesława Michniewicza i nogach piłkarzy. Zna pan już skład, jakim Michniewicz będzie chciał zaskoczyć Meksyk? - Znam. I pewnie się nim pan nie podzieli? - Oczywiście, że nie. Na pewno będziemy chcieli zaskoczyć Meksykan. Poza tym piłka lubi zaskakiwać, w ostatniej chwili coś może się zmienić. Za wcześnie na rozmowę o nazwiskach. Jest pan optymistą po meczu z Chile? Co prawda wygraliśmy 1:0, ale nie było to najlepsze spotkanie kadry. - Mieliśmy swoje problemy, ale nie będę krytykował zawodników po nazwisku. Przyznaję jednak, że kilku miało problem z zaliczeniem testu. Jednocześnie kilku innych pokazało się z dobrej strony; Łukasz Skorupski czy Arkadiusz Milik udowodnili, że są w niezłej formie. Trzeba mieć też świadomość, że nikt nie chciał w tym meczu ryzykować zdrowiem, każdy miał w głowie myśl, że za chwilę zaczynają się mistrzostwa... Ten mecz był w ogóle potrzebny? Zamiast siedzieć w Katarze czy Dubaju, Polacy biegali po nierównej murawie stadionu Legii Warszawa w kilku stopniach Celsjusza. - Moim zdaniem trener Michniewicz wykorzystał okazję. Dał szansę zawodnikom, którzy ostatnio albo w ogóle nie grali, albo byli rezerwowymi. Ten kapitał na pewno się przyda. Dla Karola Świderskiego czy Grzegorza Krychowiaka minuty, które zebrali, mogą być bezcenne. Styl, jak w meczu z Chile - a także wynik - w spotkaniu z Meksykiem wziąłby pan w ciemno? - Oczywiście. Na takich turniejach jak mundial liczą się tylko punkty. Gdybyśmy rozpoczęli mistrzostwa od zwycięstwa z Meksykiem, byłbym zachwycony. Styl niemiałby wtedy żadnego znaczenia. To może być klucz do wyjścia z grupy. - Zgadzam się z tym. Dla nas to absolutny priorytet. Jednocześnie mamy w sobie sporo pokory, pamiętamy, że od 36 lat polska reprezentacja nie wyszła z grupy. Dlatego też zależy nam na tym, aby przełamać tą klątwę. Dwa dni temu efektownie pożegnali was polscy lotnicy, którzy myśliwcami F-16 eskortowali wasz samolot aż do południowej granicy Polski... - To zrobiło naprawdę spore wrażenie. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że jest możliwość takiej eskorty, mocno się zdziwiłem. Okazało się jednak, że piloci i tak mają godziny do wylatania i w ramach tego zrobili nam dużą przyjemność. Machali do nas, mieli wydrukowany na kartce napis "Łączy nas piłka". Przez kilkanaście minut lecieli blisko naszego skrzydła, a później odwrócili się na bok i odlecieli. Ta akcja z pewnością podniosła morale. W Dosze rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia