Jakub Żelepień, Interia: Czy mundial w Katarze to największy grzech FIFA na długiej liście niemoralnych występków federacji? Mieszko Rajkiewicz, Instytut Nowej Europy: Ciekawe pytanie na początek. Myślę, że pod wieloma względami jest to największy grzech FIFA, choć sam jeszcze gorzej postrzegam mundial w Rosji. Wtedy wątki korupcyjne miały mniejszą moc, ale imprezę mistrzowską dostał kraj, który toczył wojnę - nie pierwszą i nie ostatnią - bo trzeba przypomnieć Gruzję w 2008 roku i Ukrainę w 2014. Jeśli natomiast chodzi o skalę działania i rozmach z łapówkami, to Katar faktycznie nie ma sobie równych. Szejkowie zapłacili najwięcej, ale nie są w żadnym wypadku pierwszymi, którzy w ten sposób zdobyli mundial. Ich przypadek to tylko potwierdzenie reguły, bo mniej więcej od lat 70. obowiązuje taki model wyboru gospodarza. Mówimy o niespotykanej dotąd skali korupcji, ale spróbujmy operować na konkretnych liczbach. - Trudno powiedzieć jednoznacznie, bo są to kwestie niepoliczalne, natomiast na bazie spraw, które zostały upublicznione, możemy podać pewne wartości. Na tę sumę składają się łapówki wręczane indywidualnie konkretnym działaczom, podpisywanie przepłaconych umów czy nawet prowadzenie działalności wywiadowczej, która miała ułatwić korumpowanie. Po dodaniu wszystkiego do siebie wychodzi ponad 1,3 miliarda dolarów, które Katar musiał wydać, aby osiągnąć swój cel. W raporcie "Katar, geopolityka i mistrzostwa świata" piszecie również o kolejnych 400 milionach dolarów, które wpłynęły na konto FIFA od amerykańskiej telewizji Fox... - Po niejasnych kontaktach dyrektorów Fox Broadcasting Company z przedstawicielami południowoamerykańskich federacji piłkarskich telewizja Fox, bez przetargu, dostała prawa medialne na tym rynku. Katar wykorzystał też inną telewizję - arabską Al Jazeerę. - Tak, za jej pośrednictwem podpisał z FIFA kontrakt telewizyjny wart 400 milionów dolarów, który był mocno przepłacony. Dzięki temu sportowa odnoga Al Jazeery - beIN - jest nadawcą między innymi mistrzostw świata w krajach arabskich. Stacja w 2012 roku weszła też na rynek francuski, co jest osobnym wątkiem tej historii. Warto jednak o nim wspomnieć, bo to przykład korupcji nie biznesowej, a politycznej. W 2010 roku, na kilkanaście dni przed wyborem gospodarza mundialu w Komitecie Wykonawczym FIFA, obecny emir Kataru spotkał się z ówczesnym szefem UEFA Michelem Platinim, prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym i Sebastienem Bazinem, wówczas głównym udziałowcem PSG. W zamian za obietnicę wsparcia swojej kandydatury, Katar zobowiązał się do trzech rzeczy. Po pierwsze, do inwestycji w PSG, a nawiasem mówiąc Sarkozy jest kibicem tego klubu, po drugie, do zakupu 24 francuskich myśliwców, a po trzecie, do wejścia na rynek sportowo-medialny nad Sekwaną. beIN miał stać się przeciwwagą dla francuskiego Canal+, który krytykował Sarkozy’ego i był mu nieprzychylny. Wróćmy do samego Kataru. W jaki jeszcze sposób szejkowie korumpowali świat, aby dostać mundial? - Rząd Kataru obiecał na przykład FIFA dorzucić do wspomnianej umowy telewizyjnej Al-Jazeery dodatkowe 100 milionów dolarów, jeśli ich kraj faktycznie zostanie gospodarzem mundialu. Poza tym przelano też 480 milionów bliżej nieokreślonej opłaty związanej z umową telewizyjną. Wiemy o tych transakcjach, ponieważ niejasności bada szwajcarski wymiar sprawiedliwości. Za inne działania korupcyjne odpowiadał katarski członek Komitetu Wykonawczego FIFA Mohammed bin Hammam, który wkładał pieniądze do odpowiednich kieszeni kolegów z federacji. Suma zleconych przez niego przelewów to - według dziennikarskich śledztw - pięć milionów dolarów. Ostatnia kwestia dotyczy firmy Global Risk Advisors, która jest zarejestrowana w Katarze i w założeniu ma dbać o cyberbezpieczeństwo w kraju. Co się okazuje? Firmę prowadzi były agent CIA, który przez wiele lat pracował nad dotarciem do osób zaangażowanych w proces decyzyjny FIFA i inwigilował je, aby dostarczyć Katarczykom precyzyjne informacje co do najlepszego sposobu skorumpowania ich. Na tę działalność przeznaczono minimum 387 milionów dolarów. Mistrzostwa przyznała Katarowi poprzednia ekipa FIFA, od kilku lat federacją rządzi zaś Gianni Infantino. Uważa pan, że jego otoczenie również zostało skorumpowane, aby przypadkiem nikomu nie przyszło do głowy przenosić mundial do innego kraju? - Znamienny jest sam fakt, że Infantino mieszka w Katarze. Oficjalnie jest tam po to, aby doglądać całego procesu przygotowań, ale w rzeczywistości to dowód osobistej współpracy prezydenta FIFA z Katarczykami. Prosty przykład: aby Brazylia otrzymała mundial czy igrzyska, ówczesny prezydent Lula da Silva musiał zbudować bardzo bliskie relacje z działaczami. Tutaj jest podobnie, tylko że to nie Katarczycy zabiegają o względy Infantino, a odwrotnie. Szwajcar zrozumiał, że musi dopieszczać świat arabski, bo Europa czy Stany Zjednoczone coraz mniej chętnie podchodzą do organizacji wielkich imprez. Koszty są ogromne, a negatywne konsekwencje społeczne - bardzo prawdopodobne. W krajach arabskich jest inaczej, tamtejsze rządy chcą gościć mistrzostwa, społeczeństwa również są pozytywnie nastawione. Infantino wie, że inne ważne imprezy, które FIFA chce organizować, będą się musiały najprawdopodobniej odbywać na Półwyspie Arabskim. To między innymi Klubowe Mistrzostwa Świata w formule turnieju z udziałem 24 drużyn, które prezydent federacji mocno promuje. Sądzę, że Infantino nieprędko wyprowadzi się z Kataru. Odejdźmy na chwilę od FIFA i powiedzmy, co takiego zyskuje Katar dzięki organizacji mundialu. - To kilka czynników, które trzeba wymienić. Przede wszystkim zyskuje nową rolę w polityce międzynarodowej, wchodzi do ekstraklasy państw, które chcą znaczyć coś globalnie. Nigdy nie będzie na poziomie Chin czy Stanów Zjednoczonych, ale aspiruje do tego, żeby być w grupie znajdującej się za ich plecami. Po drugie poprzez mundial Katarczycy promują swój kraj turystycznie. Chcą, aby do 2030 roku odwiedzało ich 7 milionów turystów rocznie. Trzecia kwestia dotyczy z kolei bezpieczeństwa. Na bazie organizacji mistrzostw Katar stał się głównym sojusznikiem NATO spoza NATO, ma także największą bazę wojsk amerykańskich w rejonie Bliskiego Wschodu. Poza tym nawiązał współpracę militarną z Francją, Wielką Brytanią i Turcją. Podczas słynnej blokady czy też bojkotu Kataru prowadzonego przez Arabię Saudyjską i jej koalicjantów pojawiał się pomysł interwencji wojskowej w 2017 i 2018 roku. Sąsiedzi chcieli zaprowadzić w tym małym kraju swoje porządki. Gdyby nie fakt, że Katar miał status organizatora mistrzostw świata i podpisał gwarancje bezpieczeństwa z wieloma państwami, trudno przewidzieć, jak potoczyłoby się to dalej. Dziś wiemy na przykład, że Amerykanie pomogli na drodze dyplomatycznej, z kolei Turcy wsparli Katar militarnie podczas kryzysu. W 2015 roku Katar również gościł mundial, tyle że w piłce ręcznej, więc siłą rzeczy rozgłos był znacznie mniejszy. Pamiętamy jednak, co działo się wokół reprezentacji gospodarzy, złożonej zresztą głównie z naturalizowanych zawodników: sędziowie pomagali, jak tylko mogli, a w konsekwencji Katar zdobył srebrny medal. Czy wierzy pan, że i tym razem korupcja zaszła tak daleko, że miejscowi piłkarze będą w obrzydliwy sposób faworyzowani? - Mamy VAR, mamy Goal Line Technology... no nie, wydaje mi się, że jednak w tych czasach to jest nierealne. Pamiętam rok 2002 i to, co sędziowie robili z Koreą Południową, ale teraz nie spodziewam się powtórki z rozrywki. W przypadku piłki ręcznej, o której pan wspomniał, było to niestety dużo łatwiejsze. Przepisy zezwalały na selekcję zagranicznych zawodników bez żadnego większego okresu karencji. W FIFA, jak wiemy, jest to niemożliwe. Pewnie zdarzą się błędy sędziów na korzyść jednej czy drugiej reprezentacji, ale nie sądzę, że na taką skalę. Wiedząc, ile złych rzeczy wydarzyło się wokół katarskiego mundialu, będzie pan potrafił usiąść przed telewizorem i jak zwykły kibic cieszyć się futbolem? - Tak. Otwarcie przyznam, że sport jest na tyle piękny, że gdziekolwiek turniej będzie się odbywał, i tak go obejrzę. Mam świadomość wszystkich nieetycznych rzeczy, do których doszło, ale nie bójmy się też mówić o pozytywnych stronach mundialu w Katarze. Po pierwsze, dzięki mistrzostwom świat dowiedział się o problemach, które występują w tym regionie, po drugie, organizacje zajmujące się prawami człowieka są w stanie wpływać na rząd, a po trzecie, realnie zmieniło się katarskie prawo pracy. Zupełnie inną kwestią jest to, w jaki sposób przepisy będą egzekwowane w 2023 roku, kiedy kamery wyjadą z Półwyspu Arabskiego. Niemniej usiądę sobie przed telewizorem jako kibic, bo po prostu kocham futbol. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia