W XXI wieku reprezentacja Polski regularnie na najważniejszych turniejach, ale jeszcze przez całe lata 90. obowiązywała klątwa Zbigniewa Bońka rzucona w 1986 r. w Meksyku po odpadnięciu z mundialu. Kibice dorastający w katach 90. XX wieku (w tym piszący te słowa), stopniowo tracili nadzieję, że Biało-Czerwoni kiedykolwiek jeszcze zakwalifikują się na imprezę rangi mistrzowskiej. Kadra Polski na mundial 2002 bez Tomasza Iwana Aż nagle pojawił, pochodzący z Nigerii, Emmanuel Olisadebe. Prezydent Aleksander Kwaśniewski w przyspieszonym trybie przyznał mu obywatelstwo, a "Emsi" prawie z marszu zaczął strzelać bramki dla Biało-Czerwonych, których jako selekcjoner prowadził wtedy piłkarski ojciec "Czarneckiego", Jerzy Engel. I stało się niemożliwe. Polska po 16-letniej przerwie zakwalifikowała się na mistrzostwa świata, w 2002 r. turniej odbywał się w Korei Płd. i Japonii. Oczywiście to uproszczenie pisać, że historyczny awans był wyłączną zasługą Emmanuela Olisadabe i jego goli. Wartością drużyny Engela była przede wszystkim solidność, zespołowość i dobra atmosfera. Ogłaszając powołania na japońsko-koreańsko mundial, Jerzy Engel nie wyczytał nazwiska Tomasza Iwana. Jako powód selekcjoner podał małą liczbę występów Iwana w klubie, który stracił wówczas miejsce w składzie Austrii Wiedeń. To był szok, bo Iwan był bardzo ważną częścią tamtej reprezentacji - na boisku i poza nim. - Nie wyobrażam sobie zgrupowania w Niemczech bez Tomka Iwana - ostro mówił na łamach "Przeglądu Sportowego", Jerzy Dudek. Tego samego zdania byli kapitan zespołu Tomasz Wałdoch i Piotr Świerczewski. - Jeśli takie rozstrzygnięcie miało wstrząsnąć pozostałymi zawodnikami, to zamiar się powiódł, tyle że...w odwrotną stronę - oceniał Dudek, wówczas bramkarz Liverpoolu. - Znam Tomka jeszcze z czasów gry w Feyenoordzie. Zawsze przedkładał grę w reprezentacji nad występu w klubie, zawsze mecze w niej stawiał ponad wszystko. Oddał jej tyle serca, że moim zdaniem zasłużył na wyjazd na zgrupowanie. Oczywiście, gdyby w Niemczech nie potrafił udowodnić wyższości nad konkurentami to do Korei i Japonii powinni jechać lepsi od niego. Ale szansę rywalizacji powinien Tomek dostać. Tomasz Hajto dodawał: - Wiem, że Tomek poświęcił karierę klubową dla reprezentacji, a teraz otrzymał cios. Wszystkie apele na nic, zamiast Iwana do Azji pojechał Paweł Sibik z Odry Wodzisław i wystąpił w "meczu o honor" z USA w symbolicznym wymiarze minutowym. Polacy słabo wypadli na mistrzostwach nie wychodząc z grupy. W rozmowie z portalem futbolfejs w 2017 r., Engel przyznał się do błędu: - Problemem jego było to, że w tamtym czasie w ogóle nie grał w piłkę. Tego argumentu obronić nie mogłem, bo nie było jak. Ale na takiej samej zasadzie wpisałem na tę listę Adama Matyska, jako trzeciego bramkarza. On był po urazie, którego nabawił się właśnie w meczu reprezentacji, broniąc kapitalnie w meczu z Norwegią w Oslo. (...) na jego (Iwana - przyp. red.) temat odbyła się długa, bardzo ostra i dość nieprzyjemna dyskusja pomiędzy mną, a prezydium związku. I o ile udało mi się obronić paru innych chłopaków, o tyle w przypadku Iwana tego zrobić się nie udało. Zrobiłem błąd, bo powinienem się postawić. Stanęło jednak na tym, że Iwana wykreślamy, bo nie gra w piłkę. Tomek był ważną częścią tego teamu. Fajny chłopak, który w trudnych chwilach umiał dbać o atmosferę, drugi raz tego błędu bym nie popełnił. Teraz bym się postawił i Tomka na mundial zabrał - powiedział były selekcjoner. Kadra Polski na mundial 2006 bez Dudka, Frankowskiego, Kłosa i Rząsy Tuż przed ogłoszeniem przez Pawła Janasa ścisłej kadry na niemieckie mistrzostwa świata w 2006 r., media spekulowały, że może w niej zabraknąć Tomasza Rząsy. W obawie przed takim posunięciem Jerzy Dudek, mając w pamięci wydarzenia z 2002 r. wysłał SMS do Macieja Skorży, asystenta szkoleniowca: "Wybierając skład, pamiętajcie o wszystkich chłopakach, którzy ciężko pracowali na ten awans. Mamy super atmosferę, razem ją tworzyliśmy. Jeśli nie macie zamiaru powoływać kogoś z doświadczonych chłopaków, lepiej mnie też nie powołujcie. Nie chcę przeżywać jeszcze raz takiego zawodu jak w Korei". Tymczasem Rząsa na mundial nie pojechał. Spełniło się też życzenie Dudka, bo on sam nie został powołany, nie pojechali też Tomasz Frankowski i Tomasz Kłos. Jeżeli Engel zaszokował kibiców nie powołując jednego Tomasza Iwana to Paweł Janas zrobił to do potęgi trzeciej. Po kolei - rzecz działa się w warszawskim Hotelu Marriott. Ceremonia ogłoszenia zawodników powołanych na mistrzostwa świata w 2006 r. i to na żywo, na antenie Polsatu, była jednym z najbardziej szokujących wydarzeń w historii polskiej piłki w XXI wieku. Ówczesny rzecznik kadry, Michał Olszański, prowadzący spotkanie zapytał Janasa o golkiperów. - Bramkarze, Artur Boruc, Tomasz Kuszczak i Łukasz Fabiański. - Paweł, czy jesteś pewien? - Tak, jestem pewien. Po tych słowach, Olszański na moment zamilkł. Widać było wyraźnie, że zaskoczony, chce się upewnić, czy Janas przypadkiem nie postradał zmysłów. Nic z tych rzeczy. Trener kadry po prostu odstrzelił Jerzego Dudka. Między selekcjonerem Pawłem Janasem i Tomaszem Frankowskim nie było chemii. Po meczu z Austrią, w którym to polscy kibice wywołali "Franka" z ławki na boisko, a ten odwdzięczył się bramką i asystą, Janas był nieprzekonany. - Nie wiem czy z Walią nie bardziej przydatny będzie Grzesiu Rasiak. To typowy taran - mówił trener. - Z Austrią zagrał bardzo słabo - oponowali dziennikarze. - Panowie, słabo, nie słabo, ale to był mecz walki. I Rasiak walczy. Gdyby Frankowski występował od początku, to zostałby skopany, a może i upolowany. Były obawy czy małego "Franka" (który wyglądał jakby grał w za dużych ciuchach) nie połamią rośli Walijczycy. Napastnik nic sobie nie robił z tych obaw, w 60. minucie zastąpił Piotra Włodarczyka i zrobił to samo co kilka dni wcześniej w Wiedniu - odwrócił losy spotkania, gdy Polacy grali fatalnie i przegrywali 0-1. "Franek" dał wyrównującą bramkę, brał udział w akcji, po której do siatki trafił "Magic" Żurawski, dzieła dopełnił Jacek Krzynówek. Walijczycy zbliżyli się na 2-3 po bramce Johna Hartsona. - Uratowałem posadę Pawłowi Janasowi - Tomasz Frankowski po takim meczu nie musiał gryźć się w język. Brak powołania Frankowski relacjonował w książce "Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek", którą napisał wspólnie z Piotrem Wołosikiem: "Nie odbierałem w domu Polsatu, a nawet do głowy mi nie przyszło, by wieczorem wybrać się do kogoś na ogłoszenie mundialowych nominacji. Nie przepadam za takimi uroczystościami, nawet rzadko zdarzało mi się oglądać losowania europejskich pucharów. (...) I nagle telefon zaczyna tarabanić. Wiedziałem, że po ogłoszeniu zadzwoni rodzina z gratulacjami, czy dziennikarze, bym podzielił się wrażeniami. (...) Słyszę, że znowu dzwoni, po chwili ponownie. Pewnie brat, przyjaciele... Ale czego tu gratulować? Choć forma na tamten moment nie była idealna, mój wyjazd na mistrzostwa od dawna był pewny. W końcu wziąłem komórkę do ręki. Pięć połączeń nieodebranych, kilka SMS-ów. Czytam pierwszą wiadomość: "Jestem w szoku!". Czytam drugą: "Co on, k..., narobił?!". O co chodzi? Kogo ten Janas nie wziął? W salonie żona oglądała coś w telewizji. Mówię: - Włącz telegazetę, bo chyba coś złego dzieje się z tymi powołaniami. — Co ty mówisz... Nie żartuj - uspokajała Edytka. Odpalam telegazetę i wzrokiem od razu szukam nazwisk napastników: Żurawski, Rasiak, Jeleń, Brożek. To, co poczułem, trudno opisać. Nogi się pode mną ugięły. Spojrzałem na płaczącą Edytkę. Jakby zmarła bliska nam osoba. Starałem się trzymać, pocieszałem żonę. — Edytko, to tylko piłka. Świat się nie kończy. Ale w środku gotowałem się, patrząc na zrozpaczoną żonę, zacząłem coś tłumaczyć, niby że Janas miał podstawy i tak dalej. A naprawdę jedno chodziło mi po głowie: O co tu, k..., chodzi?! Czas leczy rany? W tamtym wypadku - nie. To była jedyna okazja, bym wziął udział w mistrzostwach świata. A co to oznacza dla piłkarza, tłumaczyć nie muszę. Przecież po rozmowach z trenerami Jackiem Kazimierskim oraz Maciejem Skorżą została ustalona lista 23 piłkarzy do wyjazdu na mundial. A Janas w telewizyjnym show ogłosił inną. Miał prawo, ale po co robił cyrk z naradą ze swoimi współpracownikami, skoro ich zdania ostatecznie nic nie znaczyły? Jego współpracownikom, Maćkowi Skorży czy Edwardowi Klejdinstowi, też nie podobała się ta burza przed mundialem". Tomasz Kłos zdążył wystąpić w reklamie Etopiryny, leku na ból głowy. Stał się twarzą sloganu: "Serce boli. Głowa nie". Po latach Jerzy Dudek stwierdził, że nie ma do Janasa pretensji za sam brak powołania, tylko za sposób, a raczej jego brak, poinformowania go o tym fakcie. Maciej Słomiński, Interia