Korespondencja z Argentyny Nastroje w stolicy Argentyny zmieniały się diametralnie przed każdym z meczów. Arabia Saudyjska - pewność siebie. Meksyk - obawy i ulga. Polska - względny spokój i wiara w siebie. Bo nikt tu w Buenos Aires nie miał wątpliwości, kto jest najlepszą drużyną w grupie C. Wystarczyło to tylko pokazać. Jeszcze godzinę przed meczem wszyscy kibice patrzyli nerwowo na niebo, na którym zalegały czarne burzowe chmury. Zaczęło też mocno wiać. "Czy to jakiś znak?" - pytam napotkanych kibiców. "Nie, nie. Dzisiaj awansujemy, spokojnie" - odpowiadają ze śmiechem. Jednak nie było tu wiele radości po pierwszej połowie. Nastroje podupadły po obronionym przez Szczęsnego karnym. Argentyna teoretycznie nie musiała wygrywać tego meczu, ale nikt tu nie bawi się w liczenie matematycznych szans. Trzeba strzelić gola, za wszelką cenę. Zachwyty nad Szczęsnym. "Najlepszy bramkarz turnieju" W strefie kibica nie ma zbyt wielu Polaków. Pierwszych namierzam dopiero w przerwie, spotkali się przypadkiem, wszyscy są na wakacjach. Zachwycają się Szczęsnym. "To najlepszy bramkarz turnieju!". Jeden z polską flagą założoną jak peleryną, drugi w szaliku, trzeci incognito. "Mam koszulkę, ale w schowaną w torbie. Nie wiadomo, jak zareagują jeżeli ich wyrzucimy z turnieju. Lepiej nie ryzykować". Ale o tym się nie przekonamy. Druga połowa przebiega już zgodnie z przewidywanym przed meczem planem. Kiedy Mac Allister otwiera wynik spotkania kibice wybuchają dziką radością. I trudno się dziwić, bo i sam gol jest pięknej urody. A gdy Julian Álvarez podwyższa na 2-0 w strefie kibica zaczyna się prawdziwa fiesta. Argentyńczycy już wiedzą, że tego zwycięstwa nikt im nie odbierze. Polska nawet nie próbuje atakować. Śpiewy trwają przez ostatnie pół godziny meczu. "Chcemy wygrać "la tercera" (trzeci Puchar Świata") - krzyczą. Od kilku tygodni to jedna z najpopularniejszych piosenek w całym kraju. W pewnym momencie ktoś intonuje "Kto nie skacze, ten jest Anglikiem", nawiązując oczywiście do wiecznie żywych animozji między oboma krajami. I oczywiście cały sektor zaczyna podskakiwać i krzyczeć. Nam, Polakom, jednak tak wesoło nie jest. Podczas, gdy wszyscy dookoła świętują i wiwatują, my nerwowo zerkamy raz na telebim z meczem, raz na telefony z wynikiem równoległego meczu Arabii Saudyjskiej i Meksyku. W końcu jest, 1-2! Można z ulgą i bez wyrzutów sumienia dołączyć do wielkiej fiesty, którą dzieje się dookoła.Następny przeciwnik Argentyńczyków na drodze do wygrania MŚ to Australia. Na papierze łatwy do pokonania, ale zaczepieni kibice nie chcą teraz myśleć o tym meczu. "Dzisiaj świętujemy, bo wróciliśmy z dalekiej podróży! Australią zaczniemy przejmować się jutro." - mówią. Jedno jest pewne - dobre nastroje potrwają w Buenos Aires co najmniej do sobotniego popołudnia. Adrian Białkowski