Jonathan Wilson napisał genialną książkę o historii argentyńskiej piłki nożnej. Jej tytuł "Angels with dirty faces", czyli "Aniołowie o brudnych twarzach" mówi właściwie wszystko co potrzeba wiedzieć o argentyńskim futbolu. To piłkarze, których gra ocierała się o geniusz jak Lionel Messi, Mario Kempes, Angel Di Maria, a zwłaszcza nie świętej pamięci Diego Maradona. To również nieczyste zagrania i nieustanne prowokacje. Co charakterystyczne zachowania piękne i niezbyt chwalebne idą w przypadku Argentyny właściwie ręka w rękę. Weźmy, choćby trzy dla Argentyny zwycięskie kampanie na mundialach - 1978, 1986, 2022. W 1978 r. Mario Kempes zdobywał ważne i piękne bramki, co nie zmienia faktu że mecz z Peru (6-0) został prawdopodobnie kupiony przez Argentyńczyków, a finał z Holandią był prawdziwą wojną, która zaczęła się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, gdy gospodarze zakwestionowali opatrunek na ręce Rene van der Kerkhofa. W 1986 r. piękna i brzydka twarz argentyńskiego futbolu zogniskowała się w ćwierćfinałowym meczu z Anglią. Najpierw Diego Maradona zdobył bramkę ręką, przeskakując dwie głowy wyższego Petera Shiltona, do czego oczywiście nie przyznał się mówiąc, że to była "ręka Boga". Chwilę później "El Diego" przedryblował połowę drużyny angielskiej, zdobywając jedną z najpiękniejszych bramek w historii mundiali. Wreszcie ostatni triumf z wczoraj. W drodze do finału największy bój Argentyna musiała stoczyć w ćwierćfinale z odwiecznym rywalem - Holandią. "Albicelestes" prowadzili 2-0, by stracić prowadzenie w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. W dogrywce na czerwoną kartkę bez wątpienie zasłużył rezerwowy Leandro Paredes, który najpierw bezlitośnie wyciął holenderskiego piłkarza, by potem z całej siły kopnąć piłkę w stronę holenderskiej ławki. Nie panujący nad boiskowymi zdarzeniami, hiszpański sędzia Mateu Lahoz ograniczył się do żółtej kartki. Finał Argentyna - Francja to doskonałe widowisko i piękna wymiana cios za cios. Argentyńczycy pokazali brzydką twarz dopiero po końcowym gwizdku. Obok pięknych łez triumfu nie omieszkali obrażać rywali - Sergio Aguero, który w ogóle był poza składem śpiewający obraźliwe piosenki na temat Francuza Camavingi, bramkarz Emiliano Martinez, który trofeum dla najlepszego bramkarza założył sobie...na przyrodzenie. Na koniec popis dali argentyńscy piłkarze, którzy przechodząc przez mix-zonę zamiast udzielić wywiadów, intonowali wulgarną pieśń o dziennikarzach - "puta periodistas", czyli "je..ni dziennikarze". No cóż, Argentyna to aniołowie o brudnych twarzach. Maciej Słomiński, INTERIA