Michał Białoński, Interia: Kto był głosicielem dobrej nowiny z awansem i czy bardzo jesteś zmęczony? <a class="db-object" title="Bartosz Bereszyński" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-bartosz-bereszynski,sppi,7169" data-id="7169" data-type="p">Bartosz Bereszyński,</a> obrońca reprezentacji <a class="db-object" title="Polska" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-polska,spti,1592" data-id="1592" data-type="t">Polski:</a> Na ławce wiedzieliśmy, co się dzieje, cały czas kontrolowaliśmy wynik w meczu Meksyk - Arabia Saudyjska. Później wiedzieliśmy z trybun, że nasi kibice się cieszą. Za chwilę dowiedzieliśmy się, że Arabia strzeliła gola, a to w zasadzie zamykało sprawę awansu. Nie do końca, gdyby <a class="db-object" title="Meksyk" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-meksyk,spti,8477" data-id="8477" data-type="t">Meksyk</a> odpowiedział golem na 3-1, to by was wyprzedził większą liczbą strzelonych bramek. - Tego nawet nie wiedziałem. Wiedzieliśmy, że żółtymi kartkami wygrywaliśmy. Cieszymy się z awansu, jest super! Oczywiście, jestem zmęczony, ale szczęście też jest duże. Dużo nerwów nas kosztowało to spotkanie i ta końcówka, w której czekaliśmy na wynik Meksyku, była bardzo wyniszczająca. Jak przeżywałeś końcówkę meczu, siedząc na ławce? - Nienawidzę siedzieć na ławce, ani oglądać meczów z trybun, zwłaszcza w takich sytuacjach, to w ogóle dramat! Te 10 minut spędzonych na ławce kosztowało mnie więcej nerwów niż te trzy mecze, całe przygotowania i wszystko inne razem wzięte. Żartem można dodać, że żółte kartki wisiały na włosku, a wszedł <a class="db-object" title="Artur Jędrzejczyk" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-artur-jedrzejczyk,sppi,1108" data-id="1108" data-type="p">Artur Jędrzejczyk.</a> "Jędza" lubi podostrzyć grę i złapać kartkę. Nie baliście się o to? - Widzieliśmy, że jest niebezpiecznie. <a class="db-object" title="Grzegorz Krychowiak" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-grzegorz-krychowiak,sppi,955" data-id="955" data-type="p">"Krycha"</a> dostał żółtą i kolejna by nas już eliminowała. W konsekwencji to czerwona, za którą odjęto by nam cztery punkty. Wszystko było na bieżąco liczone. Wiedzieliśmy, że nie możemy faulować, ani stracić kolejnej bramki, więc masakra! Jeszcze doliczone minuty na tym turnieju. Czasem wygląda to na dogrywkę. - Faktycznie, mniej niż sześć to jeszcze nie widziałem, gdy jeszcze usłyszeliśmy, że w meczu <a class="db-object" title="Meksyk" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-meksyk,spti,8477" data-id="8477" data-type="t">Meksyku</a> jest doliczonych siedem, u nas sześć. To spotkanie kosztowało dużo nerwów. Co się stało, że po 45 sekundach drugiej połowy straciliście bramkę? Za głęboko daliście się zepchnąć? - Na pewno to był duży błąd naszego zespołu. Wiedzieliśmy, że Argentyńczycy nie dośrodkowują piłki na głowę, bo ich wszyscy razem wzięci zawodnicy z przodu mają dwa metry. Mieliśmy dużą przewagę liczebną w polu karnym, ale doszło do nieporozumienia. Nie możemy tracić takich bramek z wycofanych piłek. Wiemy, że próbują znaleźć nimi <a class="db-object" title="Leo Messi" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-leo-messi,sppi,2411" data-id="2411" data-type="p">Messiego</a> czy innych piłkarzy czyhających przed polem karnym. Tak straciliśmy gola, dobrze, że to nie kosztowało nas powrotu do domu. Zgadzasz się z trenerem <a class="db-object" title="Czesław Michniewicz" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-czeslaw-michniewicz,sppi,1058" data-id="1058" data-type="p">Michniewiczem,</a> że cel uświęca środki?\ Oprócz główki <a class="db-object" title="Kamil Glik" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-kamil-glik,sppi,7172" data-id="7172" data-type="p">"Gliksona",</a> strzału Kamil głową, nie stworzyliśmy ani pół sytuacji. Mieliśmy dużo szczęścia, że nie straciliśmy kolejnych goli. Trzeba wyciągnąć wnioski, bo czeka nas starcie z kolejną silną reprezentacją. Z czego wynikały łatwe straty w środku pola? To nerwowość? Za mało wymienialiście podań dołem. - Na pewno tak. Argentyna to bardzo mocny zespół. Wiedzieliśmy, że będzie trzymała piłkę przy nodze, usypiała nas przegrywaniem z jednej strony na drugą, a przy tym mają genialnych piłkarzy z przodu i jedno podanie potrafi otworzyć drogę do bramki. W większości sytuacje, które stwarzali, wynikały z naszych strat w środku pola. Dużo było piłek wygranych, po czym następowała strata, co jest najgorsze: otwieramy się jako zespół, żeby zaatakować i dziecinnie łatwo tracimy piłkę, przy takich jakościowo dobrych piłkarzach, jakich oni mają w swoich szeregach. To była woda na młyn Argentyny! Ciężko mi wytłumaczyć, to, co się stało z tymi stratami. Czasem trzeba pomóc trochę szczęściu, a my tego nie zrobiliśmy. Jaka była temperatura na murawie? Nie czułeś się momentami jak na południu Włoch w środku lata? - Rzeczywiście, to był najcieplejszy wieczór, odkąd jesteśmy w Katarze. Stadion jest też nieklimatyzowany. Można to było odczuć. Bereszyński o meczu z Francją Jak się zapatrujesz na mecz z <a class="db-object" title="Francja" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-francja,spti,1561" data-id="1561" data-type="t">Francją,</a> to obrońca mistrzostwa świata? - Zgadza, się piękny mecz! Myślę, że zejdą z nas emocje, ciśnienie, że musimy awansować. Teraz mamy wolną głowę: nie jesteśmy faworytem, a chcemy dojść jak najdalej. Mamy swoje cele, wszystko w piłce jest możliwe. I mam nadzieję, że zagramy taki mecz, jakiego byśmy sobie życzyli - z wolną głową i polotem, z fantazją, można powiedzieć młodzieńczą, i do przodu, bo nie mamy nic do stracenia! Awans do najlepszej szesnastki MŚ to jedno z największych twoich osiągnięć w karierze? - Piękny moment! Najpiękniejszy większości z nas: spełnienie marzeń! Wiele lat czekaliśmy na to, a chcemy zrobić jeszcze więcej. Po to jesteśmy na tym turnieju. Mam komfort psychiczny - osiągnęliśmy cel minimum, teraz możemy się cieszyć z tego, co się będzie działo dalej! Wejść na murawę przy milionach Polaków, którzy nas będą z dumą oglądali przed ekranami telewizorów, całe rodziny, wszyscy znajomi. Piękna sprawa! Rozmawiał i notował w Dosze Michał Białoński, Interia