Kameruńczycy wrócili na mundial po ośmiu latach przerwy. Po raz ostatni "Nieposkromione Lwy" zaprezentowały się na największej futbolowej scenie świata podczas turnieju w Brazylii. Wówczas polegli jednak nie tylko na polu sportowym, ale przede wszystkim organizacyjnym. Jeszcze zanim piłkarze wyszli na boisko, zdążyli pokłócić się o pieniądze. Federacja oferowała 75 tysięcy euro od głowy, reprezentanci chcieli po 90 tysięcy. Skończyło się trzema porażka w grupie, przy bilansie bramek -8. Istna katastrofa. Cztery lata później Kameruńczycy w ogóle na mistrzostwa nie pojechali. Asumptem do powrotu na właściwe tory miał być Puchar Narodów Afryki, który na początku 2022 roku odbył się właśnie na stadionach Kamerunu. Gospodarze zajęli ostatecznie trzecie miejsce, ustępując jedynie Egiptowi i Senegalowi. Co jednak najważniejsze - zakwalifikowali się na mundial. Szwajcaria - Kamerun: "Nieposkromione Lwy" nie wykorzystały swoich szans Trzeci zespół Afryki trafił do trudnej grupy z Brazylią, Serbią i Szwajcarią. W pierwszej kolejce "Nieposkromione Lwy" przegrały nieznacznie z Helwetami, ale w żadnym wypadku nie powinny wstydzić się swojej postawy. W pierwszej połowie Kamerun - po sennym kwadransie - przejął kontrolę nad spotkaniem i zepchnął Europejczyków do defensywy. Najpierw uderzał Bryan Mbeumo, a później stuprocentową okazję zmarnował Eric Maxim Choupo-Moting. Napastnik Bayernu Monachium wyszedł sam na sam z Yannem Sommerem, ale nie zdołał pokonać bramkarza. Po chwili okazało się, że Kameruńczyk i tak był na pozycji spalonej. Afrykańczycy złapali swój rytm i coraz mocniej zagrażali przeciwnikom. Raz po raz wychodzili z kolejnymi atakami, a Szwajcarzy nieszczególnie wiedzieli, jak się im przeciwstawić. Helwetom brakowało przyspieszenia i przełamania schematu - większość akcji rozgrywali pozycyjnie i przewidywalnie. Do przerwy utrzymał się wynik bezbramkowy, z którego Europejczycy mogli się cieszyć. Szwajcar urodzony w Kamerunie przesądził o wyniku Podczas tego mundialu widzieliśmy już kilka meczów, w których druga połowa zupełnie nie przypominała pierwszej. Dość wspomnieć chociażby o spotkaniach Niemców z Japończykami czy Saudyjczyków z Argentyńczykami. Zachowując skalę - tym razem było podobnie. Po zmianie stron Helweci zaczęli bowiem w końcu grać tak, jak oczekiwał tego trener. Efekty przyszły bardzo szybko, bo już w 48. minucie, kiedy Breel Embolo wykończył centrę Xerdana Shaqiriego. Napastnik AS Monaco nie świętował tego trafienia. Spotkanie z Kamerunem ma bowiem dla niego specjalny wymiar - przyszedł na świat w stolicy tego kraju, Jaunde, a jako pięciolatek przeniósł się z matką do Europy. Choć zdecydował się reprezentować Szwajcarię, nadal czuje się mocno związany z ojczyzną. Kameruńczycy szukali wyrównania, ale Szwajcarzy nie dali się zaskoczyć. Utrzymali skromne prowadzenie do samego końca i dopisali sobie cenne trzy punkty na samym początku fazy grupowej. W drugiej kolejce zmierzą się z Brazylią - zdecydowanym faworytem do awansu z pierwszego miejsca. Jakub Żelepień, Interia