Kłótnie w drużynie narodowej, konflikty między zawodnikami a selekcjonerem w trakcie trwania mistrzostw świata? - takie rzeczy brzmią znajomo, a zdarzały się w historii w wielu zespołach. Jednak mało która drużyna mogłaby przebić kuriozalną zadymę, jaką rozpętali wewnątrz narodowego zespołu Francuzi na mundialu w RPA w 2010 roku. "Chcę uderzać piłkę podkręconą jak Maicon, Chcę darmowy bilet od Robbiego Earle’a, Chcę poradzić sobie jak Nemanja Vidić Chcę, by Australii udało się pozostać w 11 na boisku" - tak zaczyna się mundialowy hit Anglika Dave’a Hensona poświęcony w głównej mierze wydarzeniom tamtych mistrzostw. Najbardziej złośliwy był jednak refren, w którym autor wyszydził wspomnianą awanturę w reprezentacji Francji. Cieszył się, że choć Anglicy grają piach, to jednak "nie są tak fatalni, jak Francja", ich odwieczny wróg i rywal. "Wiem, że się miotamy, ale jest powód do radości Przynajmniej nie jesteśmy tak fatalni, jak Francja. Mamy lepszy bilans bramkowy od Korei Północnej, No i nie jesteśmy przynajmniej tak fatalni, jak Francja". Rzeczywiście, Francja na tamtych mistrzostwach osiągnęła dno. I to dosłownie - bo zajęła ostatnie miejsce w grupie - ale także w przenośni. Francuska drużyna postarała się o to, by o skandalu, do jakiego doszło wówczas w RPA mówiono jeszcze przez dekadę. Wszystko miało się zacząć przy okazji drugiego grupowego meczu z Meksykiem, ostatecznie przegranego przez Francuzów 0-2. Na drugą połowę nie wybiegł już Nicolas Anelka. Napastnik Chelsea został zmieniony przez selekcjonera Raymonda Domenecha, co miało wywołać w nim furię. Niedługo potem "L’Equipe" oskarżyło Anelkę, że miał wulgarnie obrazić trenera, m.in. słowami "Ty brudny suk..synu". Wprawdzie potem ta wersja zdarzeń była podważana, również przez samego Anelkę, ale mleko się wylało. Poszła lawina. "Presja wzrasta, ale przynajmniej nadal nie jesteśmy tak fatalni, tak fatalni jak Francja" - nucił sobie wówczas Henson. Nicolas Anelka wyrzucony, poszukiwanie "kreta" i odmowa treningu Kłótnię z Anelką po latach sam Domenech wspominał w ten sposób: "Nagle przestał mi okazywać szacunek. Ja jestem selekcjonerem, on jest piłkarzem. Ktoś, kto do tamtego momentu zwracał się do mnie w odpowiedni sposób, nagle odpyskowuje mi tak przed resztą drużyny... To był koniec. Zniszczył relację, która była między selekcjonerem a piłkarzem". W konsekwencji, Anelka został wyrzucony z mundialu. Domenech uznał, że napastnik sam się wykluczył z zespołu i że dla niego mistrzostwa świata już się skończyły. Potwierdził to wówczas oficjalnie Jean-Pierre Escalettes, ówczesny szef federacji. Anelka miał odmówić publicznego pokajania się przed selekcjonerem, czego domagali się od niego działacze. "Francuzi się kłócą, odpadają, nadal nie strzelili gola, Przynajmniej nie jesteśmy tak fatalni jak Francja, Anelka jest na lotnisku, gotowy do wejścia na pokład samolotu, Przynajmniej nie jesteśmy tak fatalni, jak Francja..." - podśpiewywał tymczasem Henson. Tak drastyczny krok, jakim było wyrzucenie gracza Chelsea, zamiast uspokoić, tylko zaognił sytuację. Szybko się okazało, że decyzja o odesłaniu Anelki rozpętała taką burzę, po której francuska reprezentacja stała się pośmiewiskiem całego mundialu. Zobacz także: "Podłe" kulisy meczu Polska - Francja. Dziennikarze ujawniają Piłkarze zaczęli koncentrować się nie na pracy, a na tym, kto wyniósł do mediów informacje o kłótni z szatni. Szukano kreta. "W okresie kryzysu szuka się niemożliwych odpowiedzi na złe pytania. W zespole krążyło w kółko tylko jedno pytanie: Kto sypnął?" - wspominał później Domenech w autobiograficznej książce "Straszliwie sam". Drużyna podejrzewała o to przede wszystkim Thierry’ego Henry. Doszło do tego, że francuscy zawodnicy, w proteście przeciwko odesłaniu Anelki, odmówili wzięcia udziału w treningu. Wrócili do autokaru, zasłonili zasłony i tak siedzieli, ku konsternacji obserwatorów. Na nic zdały się próby negocjacji z nimi, jakie podejmował selekcjoner czy działacze. W dodatku wcześniej kapitan drużyny Patrice Evra wdał się w kłótnię z trenerem przygotowania fizycznego Robertem Duverne, bliskim współpracownikiem Domenecha. Zaczęło się od pyskówki, a skończyło na wielkiej przepychance, na oczach zgromadzonych fotografów i kamerzystów. Kuriozalnych scen było więcej, a najdziwniejszą była ta, gdy przed dziesiątkami dziennikarzy i fotoreporterów samotnie stojący na boisku Domenech odczytywał oświadczenie stworzone przez piłkarzy. "Pomyślałem, że skoro nie ma odważnego, to ja pójdę odczytać ten pier...ny tekst" - wspominał w swojej autobiografii. Po czym przyznał, że z perspektywy czasu sam nie rozumie, dlaczego zdecydował się na ten "samobójczy odruch". Piłkarze największe pretensje mieli do francuskiej federacji piłkarskiej. W oświadczeniu zarzucili działaczom, że "nigdy nie próbowali chronić zespołu". Zawodnicy wściekli się, że "podjęto decyzję jednostronną opartą na doniesieniach prasowych". Dlatego zdecydowali, że "nie będą brali udziału w treningu tego dnia". Afera była tak potężna, a oburzenie w kraju tak wielkie, że interweniował w pewnym momencie sam prezydent Francji, którym wówczas był Nicolas Sarkozy. Według ówczesnych relacji "El Mundo", nakazał minister Roselyne Bachelot przywołanie drużyny narodowej do porządku. "Żaden z naszych piłkarzy nie odmawia treningów Przynajmniej nie jesteśmy tak fatalni, jak Francja" - radował się Henson. Raymond Domenech i francuska trauma z 2010 roku Ostatecznie mundial w RPA okazał się dla Francuzów być nie tylko sportową katastrofą, ale wręcz prawdziwą traumą. "Trójkolorowi" nie tylko nie awansowali, ale zajęli ostatnie miejsce w grupie, po bezbramkowym remisie z Urugwajem, porażce z Meksykiem i przegranej z RPA. "Słuchajcie przyjaciele, nie chcę być okrutny, Ale oni są tu tylko dzięki ręce Thierry’ego Henry" - wypominał jeszcze Francuzom Henson. Konsekwencje awantury były jednak dalece wykraczające poza te boiskowe. Po czasie w swojej autobiograficznej książce Domenech wspominał: "Tyle czasu po wszystkim wciąż nie rozumiem, jak mogliśmy zabrnąć aż tak daleko. I nie rozumiem, jak to się dzieje, że futbol i atmosfera, jaka mu towarzyszy, każą trzyletniemu dziecku, mojemu synkowi (który wyłapuje wszystko, co do niego dochodzi, także z telewizora w salonie), zapytać ojca wieczorem tego dnia, w którym wrócił z mistrzostw świata w Republice Południowej Afryki: "Tato, ale nie pójdziesz do więzienia, prawda?". I dodał: "Nieraz miałem ochotę zawyć, że w końcu to tylko piłka, zaledwie piłka. Ale nie mogłem. Wiedziałem przecież, że nie tylko o piłkę chodzi, ale i o coś jeszcze." Ostatecznie we Francji debata o przyczynach katastrofy z mundialu w RPA trwała jeszcze długo. Jeden z najbardziej gorących jej wątków dotyczył dyskusji o... rasizmie. Jedni obrzucali winą za strajk czarnoskórych zawodników, inni wytykali selekcjonerowi i działaczom traktowanie tych właśnie zawodników z niezdrową wyższością. Domenech, który oczywiście zakończył później pracę z kadrą, po latach w swojej książce wyznał, że popełnił wówczas serię błędów jako selekcjoner. Ale też bronił się, przekonując: "Musiałbym mieć wsparcie oddziału antyterrorystów, by negocjować z łobuzami, którzy wzięli na zakładnika reprezentację Francji". I tylko Anglicy uśmiechali się z politowaniem. "Zdecydowanie nie tak fatalni, jak Francja". Justyna Krupa W tekście wykorzystano fragmenty autobiografii Raymonda Domenecha pt. "Straszliwie sam. Mój dziennik" wydanej przez Dom Wydawniczy Rebis.