Tłusty czas polskiej piłki nożnej rozpoczął się na początku lat 70. XX wieku i trwał prawie 15 lat. Początek futbolowej hossy to złoty medal igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 r., a symboliczny koniec nastąpił 16 czerwca 1986 r. w meksykańskiej Guadalajarze. To wtedy Polska w 1/8 finału mistrzostw świata wysoko przegrała 0-4 z Brazylią i odpadła z turnieju. To był najlepszy polski mecz rozegrany na meksykańskim mundialu, co z tego jeśli wynik był najgorszy w historii? Był strzał w słupek Ryszarda Tarasiewicza i poprzeczkę Jana Karasia oraz "nożyce" Zbigniewa Bońka - to była najlepsza akcja "Zibiego" w Meksyku poza występem w studiu unilateralnym na pożegnanie mundialu. Ponadto zapisał się tym, że jako pierwszy dostawał żółte kartki na trzech kolejnych mundialach. Nie jechaliśmy za ocean jak osiem lat wcześniej do Argentyny "po mistrzostwa świata", ale też nie jako chłopcy do bicia. Sytuacja pod pewnymi względami przypominała tę z Argentyny - wówczas do doświadczonych Kazimierza Deyny, Grzegorza Laty i Jana Tomaszewskiego dołączyli młodzi gniewni Adam Nawałka i Zbigniew Boniek. Teraz to "Zibi" był rutyniarzem, obok Włodzimierza Smolarka i Józefa Młynarczyka, a świeżą krew mieli dać Jan Urban, Ryszard Tarasiewicz, no i wschodząca gwiazda - Dariusz Dziekanowski. Polska, jako brązowy medalista poprzednich mistrzostw świata w Hiszpanii była rozstawiona - do grupy F do Biało-Czerwonych dolosowano Maroko, Portugalię i Anglię. Wyniki układały się zupełnie tak jak w Katarze w 2022 r. - na początek remis (wtedy 0-0 z Maroko, teraz z Meksykiem), potem wygrana (wtedy 1-0 z Portugalią, teraz 2-0 z Arabią Saudyjską) i na koniec gładka porażka (wtedy 0-3 z Anglią, teraz 0-2 z Argentyną). Udało się wyczołgać z grupy na 3. miejscu, by trafić na Brazylię. Już pogrom z Anglią był mocnym ostrzeżeniem - ten mecz obnażył braki polskiej defensywy, w szczególności Stefana Majewskiego, który miał kryć zdobywcę klasycznego hat-tricka Gary’ego Linekera i Józefa Młynarczyka - zimnym prysznicem i najwyższą porażką w historii mundialowych występów Polaków. Ten niechlubny rekord długo nie wytrzymał, bo z Brazylią przegraliśmy jeszcze wyżej, choć wynik 0-4 był o wiele gorszy od gry. Mecz w Guadalajarze przebiegał według hasła: "miłe złego początki" - Polacy do momentu straty pierwszej bramki grali więcej niż przyzwoicie. W 30. minucie niemiecki sędzia Roth "wymyślił" rzut karny, który wykorzystał Socrates i wszystko się posypało. W drugiej połowie był jeszcze drugi rzut karny. Pod koniec na boisko wszedł Władysław Żmuda, żeby zaliczyć czwarty mundial i 21. spotkanie na mistrzostwach świata - wyrównanie rekordu Uwe Seelera, potem przebite przez jego rodaka Lothara Mattheusa. Ryszard Tarasiewicz mówił po latach na lamach TVP Sport: "Mogliśmy pokonać Brazylię, ale zabrakło szczęścia". Po meczu z Brazylią padły znamienne słowa, które na długo stały się przekleństwem polskiej piłki nożnej. Red. Dariusz Szpakowski (był na swoim trzecim mundialu, teraz zalicza dwunasty - ostatni) zaprosił do studia unilateralnego (wtedy popularny przymiotnik) selekcjonera Antoniego Piechniczka oraz kapitana i lidera zespołu, Zbigniewa Bońka. - Dwa razy wprowadziłem zespół Polski do finałów mistrzostw świata, raz zdobyliśmy brązowy medal, raz weszliśmy do grona 16 najlepszych drużyn. Wystarczy. Odchodzę! - mówił selekcjoner Piechniczek. - Życzę mojemu następcy, aby żegnał się z kadrą z podobnym, a nawet lepszym dorobkiem - zakończył. - Jestem daleki od kreowania atmosfery goryczy i załamania. W tych ostatnich czasach trzy razy uczestniczyłem w mistrzostwach świata, raz przeżyłem to jako kibic w 1974 r. Polska reprezentacja zajęła w tym czasie dwa razy 3. miejsce. Raz od 5. do 8. i raz - dzisiaj, odpadliśmy w 1/8. Jeśli w następnych czterech edycjach osiągniemy podobny sukces, to będzie to satysfakcja zarówno dla sportowców, trenerów, działaczy, jak i przede wszystkim dla kibiców - dodał Boniek, który apelował, żeby docenić to, co udało się wywalczyć i że polscy kibice jeszcze zatęsknią za awansami. Jego słowa okazały się prorocze. Kolejne trzy mundiale Polacy oglądali w telewizji. Polska w fazie pucharowej po 36 latach. Zagramy z Francją Czy te słowa były wypowiedziane w złości? Raczej nie, zarówno Piechniczek jak i Boniek od zawsze życzyli dobrze polskiej reprezentacji. Ich proroctwo była poparta wnikliwą analizą i wieloletnim doświadczeniem. To była raczej samospełniająca się przepowiednia. W 2018 r. przed mundialem w Rosji Łukasz Majchrzyk na łamach "Rzeczpospolitej" pisał: "Nic dziwnego, że to akurat Boniek postawił taką diagnozę. Zawsze mówił, co myślał, ale też chyba jako jeden z nielicznych mógł wiarygodnie porównać polską piłkę z tym, jak wyglądała na zachodzie Europy. Od czterech lat grał w lidze włoskiej. Widział jak się tam trenuje i gra, jak zorganizowane są kluby, jak wyglądają szatnie, opieka medyczna, jak zbudowane są ośrodki treningowe, a przede wszystkim, ile się zarabia w futbolu". Na razie mistrzostwa w Katarze wynikami Polaków do złudzenia przypominają te z Meksyku sprzed 36 lat. Biało-Czerwonym życzymy lepszego wyniku niż 36 lat w meczu z Brazylią. A nawet jeśli wysoko przegramy, niech nikt nie rzuca klątwy. A nuż się sprawdzi. 16.06.1986 r., Guadalajara, Estadio Jalisco Brazylia - Polska 4-0 (1-0) Bramki: Socrates 30’ (rzut karny), Josimar 55’, Edinho 79’, Careca 83’ (rzut karny). Brazylia: 1. Carlos - 13. Josimar, 14. Julio Cesar, 4. Edinho, 17. Branco - 15. Alemao, 6. Junior, 18. Socrates (69‘ 10. Zico), 19. Elzo - 7. Muller (73‘ 20. Silas), 9. Careca. Polska: 1. Młynarczyk - 2. Przybyś (59’ 22. Furtok), 10. Majewski, 5. Wójcicki, 4. Ostrowski - 9. Karaś, 7. Tarasiewicz, 8. Urban (84’ 3. Żmuda), 20. Boniek - 11. Smolarek, 21. Dziekanowski. Sędzia: Volker Roth (RFN). Widzów: 45.000 Żółte kartki: Edinho, Careca (Brazylia), Dziekanowski, Boniek, Smolarek (Polska). Maciej Słomiński, INTERIA