Kiedy po trzech meczach w fazie grupowej, w których reprezentacja Polski grała bardzo defensywnie, w starciu z Francją "Biało-Czerwoni" zagrali znacznie bardziej ofensywnie, w prasie zaczęły pojawiać się głosy, że piłkarze sami ułożyli taktykę, bo nie odpowiadało im asekuracyjne ustawienie, preferowane przez Michniewicza. Selekcjonera kadry oburzają takie słowa i błyskawicznie uciął te spekulacje. - Powinienem powiedzieć, że zamknęli mnie w toalecie, zakleili mi usta i związali mi ręce. A tak na serio, nie chcę nawet tego komentować, bo to jest bzdura totalna. Przed każdym meczem do drużyny mówi trener, mówią też zawodnicy do siebie. To normalne, ale taktyki nie ustalają - mówił w rozmowie z "Faktem" Michniewicz. Czesław Michniewicz o kulisach rozmowy z premierem Morawieckim Czytaj także: Michniewiczowi puszczają nerwy. Zaskakująca akcja selekcjonera Czesław Michniewicz zdradził także kulisy rozmowy z premierem Mateuszem Morawieckim i kulisy ustalenia premii, które wywołały ogromne emocje i doprowadziły do jednej z głośniejszych afer wokół reprezentacji w XXI wieku. - Rozmawialiśmy z panem premierem na obiedzie przed wylotem do Kataru. Mówił "jak zagracie dobrze, pomyślimy o jakiejś premii". Powiedział też, że po awansie z grupy przyleci do Kataru i pogadamy. Gdy okazało się, że awansowaliśmy, padło pytanie, czy premier przyleci na mecz. Była też krótka dyskusja, czy będzie premia, czy nie będzie - zdradził selekcjoner "Biało-Czerwonych". Dodał też, że nieprawdą są doniesienia o tym, że pieniądze podzieliły kadrowiczów. - Żadnej kłótni o premie nie było. U nas jedyne kłótnie były o stół pingpongowy - stwierdził w swoim stylu Michniewicz.