Wiadomo już, że polski sędzia Szymon Marciniak poprowadzi wielki finał mistrzostw świata. na liniach będą asystować mu Tomasz Listkiewicz oraz Paweł Sokolnicki, którzy wspomagają go jako arbitrzy liniowi. Dotychczas polska ekipa sędziowała dwa spotkania podczas trwających mistrzostw świata. Tak się składa, że w obu sędziowała tegorocznym finalistom - Francuzom w meczu z Duńczykami, a Argentyńczykom - w meczu z Australijczykami. W przypadku Tomasza Listkiewicza dochodzi jeszcze jedna bezprecedensowa historia w dziejach mundiali. Paweł Czado: Syn powtórzył pański sukces. Mamy drugiego Listkiewicza w finale piłkarskich mistrzostw świata. Michał Listkiewicz: - Rzeczywiście brzmi to wspaniale: "trójka sędziowska z Polski poprowadzi finał mundialu!". Nie mam wątpliwości, że to zdecydowanie największy sukces w całej historii polskiego sędziowania, a także prestiż dla całego polskiego sportu: Jestem zachwycony, syn przesłał mi tę informację sms-em. Musze przyznać obiektywnie, że to niezwykła historia. Nie będę ściemniał: jestem dumny, czuję ogromne szczęście! To się chyba dotąd nigdy nie zdarzyło. Owszem synowie sędziów wielokrotnie szli w ich ślady, ale to, że Tomkowi udało się dojść do finału i osiągnąć to co mnie - jest naprawdę niezwykłe. Po 32 latach syn też poczuje jak to jest sędziować podczas finału mistrzostw świata. Odczuwam wielką radość. Michał Listkiewicz: "To największy sukces polskiego sędziowania" Pan był arbitrem liniowym w trakcie finału mistrzostw we Włoszech w 1990 roku. Dostrzega pan różnicę między pańskim przypadkiem a Tomasza? - Ogromną. Nasze przypadki całkowicie się różnią. Przede wszystkim oni - Szymon, Tomek i Paweł - wiedzieli, że są brani pod uwagę pod katem finału, czekali tylko na decyzję FIFA. Wiedziałem o tym i po tej decyzji poczułem ogromną ulgę. Cieszę się tym bardziej, że wiem jakim wysiłkiem ten sukces był okupiony. Szymon Marciniak miał kłopoty ze zdrowiem, problemy pocovidowe i kontuzję. Z kolei Tomek podczas meczu naderwał mięsień, a czasu nie było dużo. Zdał egzaminy w ostatniej chwili, tuż po wyleczeniu kontuzji. CZYTAJ TAKŻE: Oto co czeka polskich sędziów w finale. Oni będą trudni do utemperowania! W pana przypadku było inaczej? - Nie ma porównania. W 1990 roku w ogóle nie brałem pod uwagę możliwości, że mógłbym sędziować podczas finału. Wcześniej, w trakcie turnieju byłem arbitrem m.in. podczas meczu otwarcia i półfinału. Po tych spotkaniach byłem przekonany, że turniej we Włoszech dla mnie się już skończył i szczęśliwy, że aż tyle sędziowałem. Nawet stroju nie uprałem od razu, poszedłem odpoczywać na basen... (śmiech). Aż tu nagle informacja, że będę również w finale! Dziś nie ma już miejsca na tego typu historie. Michał Listkiewicz: "Zawiści nie brakuje, co można na to poradzić?" Myśli pan, że to wydarzenie może wpłynąć na polskie sędziowanie? Możliwe, że teraz mnóstwo dzieci zapisze się u nas na kursy sędziowskie. - Wie pan co? Bardzo chciałbym żeby tak było. Gdyby tego typu zdarzenie miało miejsce w Skandynawii albo Japonii zapewne tak właśnie by to się potoczyło. Niestety u nas może być inaczej. Chcę się mylić, ale hejtu w stylu "to przecież łysy załatwił łysemu" [Gianni Infantino i Szymon Marciniak mają gładko ogolone czaszki, przyp. aut.] nie zabraknie. Zawiści u nas sporo, ale co można na to poradzić? Nic. Nie może mi ona zepsuć tej wielkiej radości, którą teraz czuję rozmawiał: Paweł Czado CZYTAJ TAKŻE: Szymon Marciniak za debiut dostał... 20 zł