„Zaledwie dwa dni po zdobyciu pierwszego gola przez Messiego szykujemy się na finał z Meksykiem” - pisze nieco przekornie Sergi Maffei, odnosząc się do przedmundialowych nadziei na trzecie mistrzostwo świata. "W Argentynie panuje przeświadczenie, że ten pierwszy mecz „zabił” VAR" Aby stało się to ponownie realne, Argentyna w sobotę musi wygrać mecz o wszystko z podopiecznymi Argentyńczyka Gerardo „Taty” Martino. Byłego selekcjonera „Albicelestes” zresztą. I mieć otwartą drogę do wyjścia z grupy przed meczem z Polską. W Argentynie panuje przeświadczenie, że ten pierwszy mecz „zabił” VAR. Gdyby nie drobiazgowe powtórki, wg których Lautaro Martinez, ale nie tylko on, znajdował się na spalonym piłkarze Lionela Scaloniego do przerwy prowadziliby 3:0 i sprawa byłaby załatwiona. Dlaczego jednak tak mocny personalnie zespół nie był w stanie podnieść się przy stanie 1:2, choć było jeszcze mnóstwo czasu, aby doprowadzić przynajmniej do remisu, albo zwyczajnie mecz wygrać? Według wielu opinii piłkarze drużyny, nazywanej na cześć trenera „La Scalonetą”, zwyczajnie doznali szoku. Byli tak bardzo przyzwyczajeni do zwycięstw i kolejnych meczów bez porażki poczynając od Brazylii po Włochy, że odzwyczaili się od kłopotliwych sytuacji. Daniel Zazzini, trener mowy ciała, przeanalizował zachowania Scaloniego i Messiego i jego zdaniem najbardziej charakterystycznym gestem obu było… nerwowe pocieranie nosa. To oznaka niepokoju, braku pewności siebie, zaskoczenia. Do tego po stracie goli opuszczone ramiona, brak ruchów rękoma, spojrzenia w murawę, dotykanie brody… Czyli smutek, ulatująca nadzieja, bezradność. Analityk dostrzegł jednak nadzieję w tym jaka była ich mowa ciała już po końcowym gwizdku i przegranym meczu.„Zarówno trener, jak i wielu zawodników z Leo na czele trzymało się za kark” - zauważył. W tym cała nadzieja, bo to według niego gest kanalizowania gniewu i przygotowania do obrony przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. „To odruch pierwotny. Niczym zwierzęta, które stroszą sierść na karku w chwili agresji” – wyjaśnił. Czyli nie jest tak źle. Nawet jeśli kogoś nie przekonuje mowa ciała reprezentantów Argentyny, to statystyki, które mimo porażki udało się „wykręcić” drużynie od liczby strzałów, podań otwierających drogę do bramki, rzutów wolnych, rożnych, udanych dryblingów po czas posiadania piłki w debiutanckim meczu, muszą skłaniać do pozytywnego myślenia. Bo to ze strony drużyny z Ameryki Południowej była miazga. Do tego bardzo korzystny bilans z Meksykiem i fakt, że sobotni rywal w meczu z Polską „zagrał co najwyżej przeciętnie”. Scaloni, według wtajemniczonych, ma zmienić skład. Najbardziej w defensywie. Za Cutiego Romero i Nicolasa Tagliafico mają wskoczyć Lisandro Martinez i Marcos Acuna. A w pomocy Papu Gomeza zastąpi Enzo Fernandez. Scalonii, aby wzmocnić wewnętrznego ducha swoich gwiazd, wysłał graczy na spotkania z rodzinami, które licznie stawiły się w Katarze. I wcale nie chodzi jedynie o żony i dzieci.Za Angelem Di Marią przyjechało np. aż trzydzieści bliski osób. Są kuzyni, wujkowie, a nawet teściowa. Każdy z termosem i tradycyjną yerbą mate, która ma złagodzić gorycz porażki i nakręcić przed starciem z Meksykiem. Goście „El Fideo” (Makaron, Chudzielec) rozłożyli flagę Argentyny z napisem: „Pazury, jaja, serce”. I to jest właśnie w dużym skrócie idealny przepis na sukces z Meksykiem. Cezary Kowalski