Trener Czesław Michniewicz często używa tego określenia: "piszecie historię". Powiada: Przyjechaliśmy tu wszyscy, aby ją napisać. To karmienie polskich reprezentantów mitologią mundialu, patosem i tankowanie paliwem, które ma pokazać, że są oni na drodze do nieśmiertelności. Nie tej rozumianej dosłownie, ale nieśmiertelności historycznej, jaką zapewnili sobie poprzednicy. Mecze z Argentyną budowały bowiem mitologię i historię polskiego futbolu. Są w zasadzie jego kamieniami milowymi, do których wraca się wciąż i wciąż. Polska rozegrała dotąd dwa takie mecze - na mistrzostwach świata w 1974 roku, gdy na dzień dobry wygrała z Argentyną 3-2 oraz na kolejnym mundialu w 1978 roku, gdy przegrała z gospodarzami 0-2. W pierwszym wypadku mecz był fundamentem pod sukcesy i nieśmiertelność zespołu Kazimierza Górskiego, a w drugim - przyczynkiem do rozważań o tym, dlaczego zespół Jacka Gmocha nie został w 1978 roku mistrzem świata. Oba mecze są legendą. Wylosowanie Argentyny to początek mitu Kiedy więc Polska ponownie wylosowała Argentynę w swojej mundialowej grupie, jasne stało się, że zmierzy się ponownie z mitem. Z mitem mundialu, z mitem Argentyny jako kwintesencji piłkarskiej potęgi i znaczenia w futbolu, wreszcie z mitem poprzednich imprez, na których biało-czerwoni odnosili sukcesy i do których tak trudno im teraz nawiązać. W turniejach XXI wieku Polska na takich rywali trafiała rzadko. Grała z Niemcami w 2006 roku, ale z reguły odpadała z przeciwnikami, o których w Polsce mówiono, że "byli w zasięgu". Korea Południowa, Ekwador, Senegal, nawet Kolumbia nie mroziły krwi tak, jak mrozi ją Argentyna. To losowanie grup mundialowych dały Czesławowi Michniewiczowi bowiem ważne narzędzie. Nie od dzisiaj wiemy, że obecny selekcjoner mocny jest w tworzeniu ducha szatni, w przemowach, używaniu metafor i dużych słów. To napędza zespół, podnosi ciśnienie i uświadamia znaczenie chwili. Teraz Czesław Michniewicz także mówi o życiowej szansie, z którą zmierzenie się godnie jest warunkiem, aby potem, po wielu latach nie mieć do siebie pretensji. Argentyna nie trafia się Polsce codziennie Argentyna jest taką szansą, bo takich rywali nie trafia się co dnia. Polska z przeciwnikami spoza Europy mecze o stawkę może grać wyłącznie na mundialach, a wśród wszystkich przypisanych jej przeciwników interkontynentalnych trafiła akurat tego, który elektryzuje. Czesław Michniewicz może więc teraz mówi, że z Niemcami, Anglią czy Holandią przyjdzie Polakom grać wielokrotnie na swoim kontynencie, w rozmaitych imprezach i eliminacjach. Argentyna jednak trafia się jak święto. Jej pojawienie się to gong na wydarzenie wielkiego kalibru. Mecze z 1974 i 1978 roku przeszły do legendy polskiej piłki. Wokół nich tworzy się całą narrację związaną z pewnymi epokami polskiej piłki i to one są źródłem skojarzeń, metafor i odniesień. Gdy Robert Lewandowski zmarnował karnego w meczu z Meksykiem, skojarzenia z jedenastką niestrzeloną przez Kazimierza Deynę w meczu z Argentyną w 1978 roku były oczywiste dla kogoś, kto chociaż trochę interesuje się futbolem. Środowy mecz Polska - Argentyna to nie tylko kwestia awansu biało-czerwonych bądź nie, ale również kwestia tego, jakich skojarzeń i metafor będziemy używali w związku z tym meczem przez kolejne dekady.