Finał mistrzostw świata w Katarze był zdaniem wielu najlepszym w historii, a swoją cegiełkę do tego wspaniałego widowiska dołożył Szymon Marciniak wraz ze swoim zespołem. Media na całym świecie chwaliły postawę polskiego arbitra, na czele z "władcą" piłkarskich arbitrów Pierluigim Colliną. W kluczowych momentach polski arbiter zachowywał zimną krew, momentalnie prawidłowo dyktując każdy z trzech rzutów karnych, a także wychwytując w gąszczu zawodników "padolino" w wykonaniu Marcusa Thurama. Tomasz Listkiewicz zdradza kulisy finału. "Bardzo ciężki mecz pod kątem utrzymania emocji u zawodników" Innego zdania byli jednak dziennikarze "L`Equipe", którzy Marciniakowi, a tym samym jego zespołowi, za ten mecz wystawili notę "2", oznaczającą oczywiście bardzo słaby występ. - Dopiero dzień po spotkaniu pojawiły się emocje, świadomość, że, zwłaszcza ze strony Szymona, był to doskonały i fantastyczny występ. Ocenę "L'Equipe", bo zdążyłem rano przejrzeć z ciekawości prasę, możemy włożyć do szufladki z żartami. Dziennikarze mają prawo do swojej oceny, ale my przez przełożonych, media na całym świecie i samych piłkarzy obu zespołów, bo rozmawialiśmy z nimi po meczu, zostaliśmy ocenieni pozytywnie. Oglądaliśmy też sytuacje z meczu. Wiemy, że najważniejsze decyzje były prawidłowe, więc jesteśmy zadowoleni - mówi Tomasz Listkiewicz Katarski finał był wyjątkowo wymagający pod względem podejmowania decyzji i na to zwrócił uwagę również Listkiewicz, chwaląc Marciniaka za trzymanie ciśnienia przez cały czas jego trwania. - Bardzo rzadko zdarza się, a nie wiem czy kiedykolwiek miało to miejsce, że zostały podyktowane trzy rzuty karne. Ten mecz był też bardzo ciężki, jeśli chodzi o utrzymanie kontroli emocji u zawodników, bo wiadomo jaka była stawka. Szymon doskonale uniósł to zadanie - stwierdził. Teraz przed naszą eksportową trójką sędziowską czas odpoczynku, ale urlopy nie będą zbyt długie, bo już pod koniec stycznia do gry wraca PKO Ekstraklasa, gdzie panowie są oczywiście przewidziani do prowadzenia spotkań. Powrót do rzeczywistości może być więc dosyć brutalny, a Listkieiwcz uważa, że własnie kwestia poukładania sobie tego wszystkiego w głowie będzie najważniejsza. Sędziowie finału mundialu wracają do Ekstraklasy - Bardziej myślę o odpoczynku. Jesteśmy w Katarze od 8 listopada w takim reżimie półwojskowym, skoszarowani w jednym miejscu, więc odpoczynek dla głowy będzie potrzebny. Później mecze w Polsce. Może zaczniemy w Mielcu, może w Radomiu. Są też rozgrywki europejskie. Chcemy utrzymać formę. Wyzwaniem będzie teraz to, żeby motywacja była na odpowiednim poziomie i żeby, mówiąc kolokwialnie, woda sodowa nie uderzyła do głowy. Możemy chwilę poświętować. Mamy prawo cieszyć się z tego, co osiągnęliśmy, ale mam nadzieję, że jeszcze dużo przed nami pięknych chwil. Na tym się koncentrujemy - zakończył 44-latek.